środa, 17 września 2014

Rozdział 7

- O, a tamta? Wygląda jak smok.
- Bredzisz.
- Nieprawda! Zobacz – powiedziała Laura, wzburzona niedowiarstwem towarzysza. Wyciągnęła rękę do góry, aby ponownie naznaczyć okrąg na skrawku nieba. – Tutaj jest pysk, łapy, a tam długi ogon. – zakończyła gestykulację.
Spojrzała badawczo na Rossa. Chłopak utrzymywał kamienną twarz. Przekrzywił lekko głowę na prawo, coraz intensywniej wlepiając oczy w przestrzeń. Nakreślił ręką kilka znaków w powietrzu, a następnie opuścił dłoń.
- Nie, wciąż bredzisz. – skwitował, wyrwawszy się z zadumy.
- W takim razie co ty tam widzisz? – warknęła Laura, nie spuszczając zagniewanego wzroku z blondyna.
- Nie wiem, ale na pewno nie smoka.
- Ja przynajmniej coś widzę. – burknęła szatynka, na co chłopak parsknął stłumionym śmiechem.
Dziewczyna uniosła brwi do góry, a buzię rozdziawiła na kształt litery o. Urażona - odwróciła się napięcie, wystawiwszy do blondyna plecy. Ross uśmiechnął się na ten widok pobłażliwie. Nachylił czoło tak, aby stykało się z policzkiem szatynki, muskając przy tym jej szyję nosem. Wypuścił z płuc powietrze, chcąc połaskotać ją swoim ciepłym oddechem. Ułożył dziewczynę delikatnie w swoich objęciach, jakby była z drogocennej porcelany, po czym wtulił się w nią mocniej, zatopiwszy się w jej ciele. Napawając nozdrza wonią słodkich perfum, pieścił opuszkami palców delikatną skórę ramion i szyi Laury.
Szatynka mimowolnie się uśmiechnęła, wyczuwając na sobie obecność chłopaka. Jego dotyk paraliżował, wyostrzając przy tym wszystkie jej zmysły. Chociaż wiedziała, że niestosowne jest utrzymywać taką zażyłość z, jak nazywała Rossa, przyjacielem, to ciężko było jej się odpędzić od pragnienia ich bliskości. Pożądanie jego osoby zabijało każdą wątpliwość i lęk, które naradzały się w jej głowie. Nie odpychała go – upajała się nim. Jego miętowym oddechem na jej szyi, rozgrzanym czołem na jej zaróżowionym policzku, umięśnionym ciałem napierającym na jej ciało.
Uzależniał od siebie, niczym najniebezpieczniejszy gatunek heroiny. Pragnienie, jakim go darzyła, z każdą sekundą przybierało na sile. Zabierało jej zdolność normalnego funkcjonowania. Chciała więcej, mimo tego, jak nieodpowiedzialne się to stawało. Była odurzona. Jedyna sprzeczność, jaka różniła ich relację od prawdziwego narkomana i jego nałogu to fakt, że zamiast działać na nią destrukcyjnie – koił w niej wszystko. Tak, jak uzależniony nie potrafił istnieć bez używki, a używka potrafiła istnieć bez uzależnionego – tak kontrastując, teraz Ross nie potrafił żyć bez Laury, a Laura bez Rossa.
- O czym myślisz? – szepnął jej do ucha.
Zawahała się na moment.
- Nie chcę, abyś mnie puszczał. – odszepnęła, wtulając się w tors chłopaka jeszcze mocniej.
- Przecież wiesz, że nie miałem zamiaru.
- Wiem. I podoba mi się to. – odparła.
Obróciła się tak, aby ich twarze stykały się, a ciała przylegały do siebie. Przywarła do niego jeszcze mocniej, niżeli wcześniej. Nosem ocierała o jego nos.
- Naruszasz moją przestrzeń osobistą. – mówiąc to, szatynka uśmiechnęła się pod nosem.
- Wiem. I podoba mi się to. – mruknął, puściwszy jej oczko.


Po raz kolejny z lodówki wydobył się donośny brzęk. Ross przewalał zamieszczone w niej produkty w poszukiwaniu czegoś, co najwidoczniej nie chciało być odnalezione. Im dłużej zguba chowała się przed chłopakiem, tym bardziej tężała mu twarz, pogrążona w zawziętej determinacji.
- Czego ty tak właściwie szukasz?
Irytacja Laury mimowolnie zaczęła brać górę nad niepowagą sytuacji, w której znalazł się Ross. Owszem, z początku jego poczynania były przekomiczne, a on uroczy, gdy marszczył brwi ze zdenerwowania, a usta składał w bezradnym grymasie, ale wszystko miało swoje granice. Ślęczał nad lodówką od kilku minut, a po jego tajemniczym składniku ani śladu istnienia. Bezsilna dziewczyna załamała ręce w rozpaczy, wbijając wzrok w stojącą przed nią miskę. Brzuch coraz głośniej dawał jej się w znaki. Umierała z głodu.
- Dowiesz się, gdy to znajdę.
- Wybacz, ale chcę wiedzieć za życia. – zachichotała.
- To mi nie przeszkadzaj, a przeżyjesz. – odgryzł się, nie przerywając poszukiwań.
- Ross... – jęknęła. – Odpuść. Możemy już zjeść te głupie lody? Jestem głodna, z resztą zaraz się roztopią.
Blondyn przewrócił teatralnie oczami, parsknąwszy przy tym śmiechem. Czasem zachowywała się jak mała dziewczynka, ale uwielbiał w niej to. Miała w sobie coś beztroskiego, mimo tych wszystkich twardych kroków, które stawiała na ziemi. Laura była pełna kontrastów i to sprawiało, że tak bardzo go pociągała. Posiadała coś tak niezwykłego, o czym inni mogli jedynie pomarzyć. Coś, co przyciągało do niej jak magnes, chociaż było lekkie jak piórko. Jej dusza wydawała się być niekończącą się kopalnią diamentów. Ross za każdym razem odkrywał w niej coś innego, przyprawiającego o dreszcze i palpitacje serca. Laura – niezwykła w każdym calu – myślał.
- Ale byłyby lepsze... – westchnął.
Postawił pucharek przed nosem szatynki, wypełniony po brzegi różnymi smakami lodów, z czekoladową polewą i leśnymi owocami - a następnie, naburmuszony, wtopił łyżkę w swoją porcję.
- Czegoś mi tu brakuje. – zadumała się Laura.
Zlustrowała wzrokiem kuchnię i po kilkusekundowej analizie, pospiesznie wstała z krzesła. Podeszła do blatu, zabrała z niego bitą śmietanę w spreju, po czym wróciwszy do stołu, płynnym ruchem nałożyła trochę do obydwu misek – jej i Rossa.
Źrenice chłopaka diametralnie się poszerzyły, a usta zacisnęły w wąziutką linię.
- Serio? – wykrztusił chłopak.
- Coś nie tak? – zapytała szatynka, bacznie przyglądając się dezorientującej reakcji blondyna.
- Skąd ty, do cholery, wytrzasnęłaś bitą śmietanę?! – wykrzesał z siebie w pół mówiąc, w pół krzycząc. Jego oburzenie było wręcz namacalne.
- Może z blatu? – sarknęła.
- Pół godziny jej szukałem! Nie mogłaś powiedzieć, że stała na blacie?!
- Trzeba było mówić, czego szukasz, kiedy o to pytałam, jeleniu! – ofuknęła go.
Naburmuszony Ross nic już nie powiedział, tylko zabrał się do konsumowania swoich lodów. Co jakiś czas mruczał jedynie coś do siebie, na znak swojego jawnego niezadowolenia, lecz Laura, ledwie powstrzymując się od śmiechu, zachowała powagę. Przejdzie mu – pomyślała. W tym samym momencie, jakby na skwitowanie ich mentalnej więzi, chłopak dołożył sobie porcję gęstej, białej cieczy. Jak dziecko – zaśmiała się pod nosem Laura.


Telewizor huczał w najlepsze, przewijając przez siebie kolejne obrazy Fineasza i Ferba. Krwistoczerwono włosa postać właśnie miała zakomunikować, że wie, co będzie dzisiaj robić – gdy po pomieszczeniu rozległ się dźwięk domofonu.
Ross zwlókł się leniwie z kanapy i, pozostawiwszy na niej wciągniętą w kreskówkę Laurę, poszedł, aby otworzyć drzwi.
Za progiem stał młody chłopak, krótko przystrzyżony blondyn. Przystojny, szczupły, o delikatnych rysach twarzy i ładnych, brązowych oczach. Uśmiechał się szeroko, uwydatniając pociągłe kreski wzdłuż kącików jego ust.
Nieznajomy opierał się o framugę drzwi, wlepiając oczy w zdezorientowanego Rossa. Blondyn, zawahawszy się na krótko, odwzajemnił uśmiech chłopaka. Rozłożył ramiona w przywitalnym geście, złączając się po chwili z przybyszem w męskim uścisku.
- Ster, co ty tu robisz? – zapytał radośnie Ross. W jego oczach rosło coraz to większe zdziwienie, na wpół zmieszane z przepełniającą go radością.
- Wróciłem wczoraj wieczorem. Już jest dziesiąty, pamiętasz? – zaśmiał się przyjaźnie.
- Wybacz, straciłem poczucie czasu. – zmieszał się.
- Oh, daj spokój! – żachnął się Sterling, poklepawszy Rossa po ramieniu. – Dzwoniłem do ciebie parę razy, ale nie odbierałeś. Twoja mama powiedziała, że zapewne znajdę cię tutaj – i oto jestem. – uśmiechnął się szczerze.
- Kurde, stary, zostawiłem telefon u Laury, przepraszam. – chłopak instynktownie pacnął się ręką w czoło - na znak swojej bezradności i poczucia beznadziei.
Sterling zmienił gwałtownie pozycję swojego ciała. Stanął na baczność, a ręce skrzyżował na piersiach. Wybałuszył oczy, a brwi automatycznie wybiegły mu ku górze.
- Laury? – wydukał.
W tym samym momencie, jakby na zawołanie, w progu leżących po przeciwnej stronie drzwi, pojawiła się drobna postać. Zerkała niepewnie zza ściany, z coraz to większym zaciekawieniem.
Nowa, obca dziewczynie postać zlustrowała ją wzrokiem na tyle uprzejmie i subtelnie, że nie poczuła się przez to jeszcze bardziej nieswojo. Uśmiechnęła się nieśmiało do chłopaka, wciąż nie opuszczając swojego miejsca i przybranej pozycji.
- Sterling Knight – powiedział nieznajomy, wyciągnąwszy ku Laurze rękę. – Najlepszy przyjaciel Rossa. – dodał z uśmiechem.
Szatynka bez zawahania chwyciła uniesioną dłoń.
- Laura Marano. – również się uśmiechnęła, tym razem pewniej.
- Nie stój tak, Ster! Masz nam dużo do opowiedzenia. – wtrącił Ross, wpychając przyjaciele do wnętrza domu.
Knight przyjrzał się bacznie parze – kąciki jego ust wciąż utrzymywały się w górze.
- Chyba nie ja jeden. – odpowiedział, kierując się w stronę salonu.

 

Witajcie kochani!
Na wstępie chciałabym was gorąco przeprosić. Tak się zarzekałam, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby dodawać rozdziały regularnie raz w tygodniu, a nie minęło kilka dni od końca wakacji i moje postanowienie trafił szlak. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę niekompetencję, ale jestem już w liceum i mam trochę więcej na głowie, a niżeli podczas pobytu w gimnazjum.
Nie ukrywam też, że razem z wakacjami, nagle ulotniła się moja wena. Kiedy znalazłam trochę wolnego czasu – bez nauki, chłopaka, czy jeszcze czegoś innego – próbowałam coś naskrobać, ale nie potrafiłam wykrzesać z siebie nic sensownego. Teraz też nie jestem za specjalnie zadowolona z rozdziału, ale zawsze mogło być gorzej. Co prawda jest stosunkowo krótki, zważywszy na średnią długość moich wpisów, ale chciałam was jak najszybciej uraczyć czymś nowym, a przy innym zakończeniu rozdział musiałby być dwa razy dłuższy. Obiecuję, że na następny raz będzie dłuższy. Cóż.. Chociaż z pierwszego fragmentu jestem usatysfakcjonowana, a to już coś. Z resztą wciąż rozwijam fabułę – z początku musi być melancholijnie, więc nie zniechęcajcie się jeszcze. Wkrótce powinno być lepiej!
Mam ogromną nadzieję, że jeszcze się do mnie nie zraziliście i wciąż będziecie tutaj wpadać, czytać i oczywiście udzielać opinii. Nic mnie tak nie cieszy jak czytanie waszych komentarzy, przyznam szczerze :)
A jak tam u was, tak w ogóle? Rok szkolny rozpoczęty, nauka pewnie zaczyna dopiero startować, a urok wakacji powoli opada. Cóż, mam nadzieję, że udał wam się wypoczynek i jesteście zadowoleni. Szkołą się nie martwmy – jakoś to przeleci.
Troszkę się rozpisałam. Do napisania wkrótce – i tym razem obiecuję, że wkrótce ;)

8 komentarzy:

  1. Rozumiem.....szkoła
    Świetny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeeejuu!
    Rozpłynęłam się po prostu w pierwszej scence rozdziału. XD Będę ją czytać kilkukrotnie, zobaczysz, dzienne wyświetlenia drastycznie ci podskoczą, dzięki mojej osóbce. :D
    Owszem, czekałam z utęsknieniem na nowy wpis, smutno trochę było, że tak długo nie wstawiasz, ale co ja mogę poradzić na obowiązki? Sama mam nie lepiej, cały tydzień pływam w notatkach i skryptach, na spokojnie spędzam z nimi dwanaście godzin dziennie. :') Mój układ dnia jest najwidoczniej podobny do twojego. Nauka, obowiązki... Z tą różnicą, że nie mam chłopaka. :')))
    Pozdrawiam singielki. XD
    Cóż, czekam oczywiście na następny rozdział i na więcej interakcji na linii Ross i Laura, plus, mam nadzieję, że Sterling będzie trzymał łapska daleko od Laury. :D Taki już nawyk Raura shipp'erów.
    Pozdrawiam. c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Fineasz i Ferb C:

    Od czego zacząć...
    Każdy twój rozdział udowadnia, że warto na niego czekać *.*
    Piszesz tego bloga tak, jakbyś pisała bajkę ;3
    Parę błędów ortograficznych, ale who cares *__________*

    Ross taki sweet, Laura taka sweet.

    TYLE SZCZĘŚCIA TEGO JEDNEGO DNIA. nowy u Pauli, nowy u Ciebie, trzy okienka, luźny wf, WOS z rana, olany język polski, gunwiany niemiecki...

    WALIĆ.

    Jak wspominałam, rozdział cudowny.

    Niniejszym otwierasz sezon na hejty, niezbyt ambitne komentarze i znęcanie psychiczne :3

    POWIEDZ STERLINGOWI, ŻE JA WIEM CO ON MYŚLI. I ŻE GO ZABIJĘ JUŻ WKRÓTCE.

    A teraz... Wracam do biologii i spamowania Martynu c:
    -
    http://r5-stories-by-sparrow.blogspot.com/p/r5.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pf, wypraszam sobie błędy ortograficzne! studiowałam ten rozdział tyle razy - w nadziei na cudowne olśnienie - że to byłoby niemożliwością! i pewnie word by je wyłapał, ale powołam się na to, że niby jestem taka genialna :D hahahah!

      PS. miło was wszystkich nadal tutaj gościć <3

      Usuń
  4. Eh, myślałam, że już mnie niczym nie zaskoczysz, a tu BUM! Dziewczyno! Jak można tak pięknie pisać? Jak można mieć taki talent? A jednak można... O.o Zarąbiście wszystko opisujesz, a jak jest Raura to się rosspływam;* No, nic, czekam na szybkiego nexta i następny boski rozdział w twoim wykonaniu;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział :**
    Czekam na next <33

    OdpowiedzUsuń
  6. O MÓJ BOŻE, PŁYWAM W MIODZIE *.*

    <33333333

    *ten komentarz to jedyne, na co mnie stać o tej godzinie :)*

    Nie mogę doczekać się nastepnego!

    OdpowiedzUsuń
  7. Trafiłam tu przypadkiem. Zostanę na dłużej - to na pewno.
    Bardzo mi się podoba rozdział. Fabuła również. Błędy są minimalne, ale wybacz - jestem leniwa, jestem niechcemisiem. Przepraszam.
    No i cóż? Czekam na kolejną część. Masz przyjemny styl pisania - dobrze i szybko się czyta. Wielki + :)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Yeaew z r5ff.blogspot.com
    PS. Wrzucam bloga do "Czytanych". Będę tu często zaglądać - to na pewno.

    OdpowiedzUsuń