piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 2

– Babciu, wróciłam! – krzyknęła Laura, zamykając drzwi frontowe.
– W końcu! Może znajdziesz trochę czasu, aby porozmawiać ze swoją babcią? – kobieta posłała zachęcający uśmiech wnuczce. – Tak dawno się nie widziałyśmy, a odkąd przyjechałaś, zamieniłyśmy zaledwie dwa zdania.
– Oj, nie przesadzaj. Po prostu chciałam się rozejrzeć po okolicy. – odrzekła szatynka. Wyjęła z lodówki sok pomarańczowy i nalała do szklanki, po czym upiła łyk. – Dobrze wiesz, że Ashley przyjeżdża dopiero za miesiąc. Miałam nadzieję, że kogoś poznam. – dodała i upiła kolejny łyk napoju.
– Nie przejmuj się tak. Myślę, że jutro będziesz mieć ten problem za sobą. Cierpliwości. – odparła z tajemniczym uśmiechem Susan.
– Co masz na myśli?
– Wszystko w swoim czasie. A teraz wcinaj! – Susan postawiła przed nosem dziewczyny talerz z trzema kanapkami i usiadła naprzeciwko niej. – Masz jakieś plany na jutro?
– Nieszczególnie. Myślałam o tym, aby wybrać się do miasta. Ciężko samemu cokolwiek wymyślić, zwłaszcza w obcym mieście.
– Jeśli chcesz, możesz pomóc mi jutro w pracach domowych. Ostatnio zbyt często leniuchowałam. Od świąt wielkanocnych nie zrobiłam w tym domu nic, prócz włączenia odkurzacza.
– Zapewne nic lepszego do roboty nie znajdę, więc czemu nie.
– Nie będzie tak źle. Gwarantuję ci, że nie będziesz się nudzić. – żachnęła się babcia. – Z resztą, wynagrodzę ci to. – mimowolnie się uśmiechnęła.
– Daj spokój. Będę u ciebie stałym bywalcem przez najbliższe trzy miesiące, a dodatkowo, jestem twoją wnuczką. Myślę, że o wynagrodzeniu czegokolwiek nie ma tutaj mowy.
– Już tak nie wyolbrzymiaj. A teraz idź się porządnie wyspać, na pewno opadasz z sił po takiej drodze.
– O tak, marzę o szybkim prysznicu i kołdrze. Podróże są strasznie męczące. – westchnęła Laura.
– Jesteś jeszcze młoda, a im więcej przeżyjesz takich podróży, tym więcej będziesz miała wspomnień na moje lata. – Susan uśmiechnęła się krzepko. Wyglądała, jakby ponownie przeżywała swoją młodość i zapewne to do niej wróciła w tym momencie myślami. – Idź już, kochanie. Rozpakujesz się jutro. – dodała, po chwili milczenia.
– Dobranoc, babciu. – Laura ucałowała starszą kobietę i wspięła się po schodach do swojego pokoju.
– Słodkich snów, kochanie. – odparła Susan, gdy wnuczka zniknęła za progiem swoich drzwi.
Dziewczyna zapaliła światło w pomieszczeniu i usiadła na łóżku. Rozglądnęła się wokół. Mama naprawdę miała wyczucie – stwierdziła.
Weszła do łazienki i odkręciła kurek. Z prysznica zaczęła lecieć ciepła woda. Ściągnęła z siebie sukienkę, po czym udała się pod natrysk. Woda delikatnie zmywała z jej ciała zmęczenie i oznaki podróży.
Ukojona szybkim prysznicem, zastanawiała się nad tym, kim jest osoba, która, jak twierdzi babcia, miała jutro rozwiązać jej problemy. „Pewnie to jakaś dziewczyna z sąsiedztwa albo daleka kuzynka. W końcu mama ma prawie całą rodzinę w Richmond” – pomyślała Laura.
Wykąpana i przebrana w piżamę, szatynka wgramoliła się pod kołdrę. Ułożyła głowę na poduszce i zamknęła oczy.
W pokoju było duszno. Susan zapewne nie często tutaj wietrzyła, a upalne i słoneczne lato robiło swoje. Ciężko było oddychać, a co dopiero próbować zasnąć, będąc przykrytym puchową kołdrą.
Szatynka niechętnie otworzyła okno, co natychmiast okazało się genialnym pomysłem. Na twarzy poczuła delikatny wiaterek. Zaczerpnęła świeżego powietrza, dzięki czemu jeszcze bardziej dało jej się we znaki zmęczenie. Ponownie położyła się do łóżka i zamknęła oczy.
Tym razem zasnęła od razu. Wtuliła się mocno w poduszkę, mamrocząc coś cichutko i niezrozumiale, a na jej ustach widniał dyskretny uśmiech. Śniła o czymś miłym i na pewno był to dobry sen.
On się uśmiechał. A jego dołeczki były tak słodkie, że wystarczyło jedno spojrzenie na nie, aby ona sama emanowała szczęściem. I to spojrzenie – tak hipnotyzujące i paraliżujące, wprawiało ją w stan, którego nie potrafiła nawet określić. Czuła się wyjątkowo, chociaż nie potrafiła nazwać ani tego uczucia, ani tego, kogo nim obdarzyła.


Laura przetarła oczy pięściami i ociężale podniosła powieki. Przeciągnęła się leniwie na łóżku. Budzik wskazywał godzinę 11.25. Musiała być naprawdę zmęczona, gdyż spała ponad dwanaście godzin.
Szatynka założyła na nogi puchate kapcie, związała włosy w kucyk i ospała, zeszła na dół. W kuchni krzątała się babcia, zapewne nie od pięciu minut. Spojrzała na Laurę czule, po czym postawiła przed jej nosem talerz z naleśnikami.
– Dzień dobry. Wyspałaś się, kochanie? – zapytała babcia, promiennie się uśmiechając.
– Tak. Dziękuję, wyglądają pysznie. – odpowiedziała dziewczyna, zaczynając konsumować naleśniki. – Więc? Jakie plany na dziś? – spytała, po chwili milczenia.
– Kiedy już zjesz i się ubierzesz, zejdź na dół, dobrze?
– Jasne. Daj mi chwilę. – Laura zaczęła pochłaniać naleśniki z prędkością światła.
– Hej, spokojnie. Jak się udławisz, to wcale nie będzie mi do śmiechu. – zachichotała kobieta. – Na wszystko jest czas.
Laura po zaledwie dwóch minutach skończyła posiłek. Podziękowała, odłożyła talerz do zlewu, po czym poszła w stronę pokoju. Zatrzymała się jednak w pół kroku. Przez uchylone drzwi, prowadzące na werandę, zobaczyła kogoś w ogrodzie. Chłopaka. Lepiej… Chłopaka, którego już wczoraj widziała. Chłopaka, który, nie wiedzieć czemu, przyśnił jej się w nocy. Blond czupryna nastolatka mieniła się w słońcu, a zarys jego mięśni uwydatniał się. Kosił trawę, a co dziwniejsze, kosił trawę w ogródku jej babci.
Stała tak przez krótką chwilę, oniemiała i pogrążona w myślach. Nawet nie zauważyła, kiedy spojrzenie chłopaka w niej utkwiło. A patrzył się na nią długo i intensywnie. To była ona. Dziewczyna, o której całą noc rozmyślał, przez którą nawet na minutę nie zmrużył oka. Spędzała sen z jego powiek. Zastanawiał się, jak miała na imię. Co tutaj robi, gdzie mieszka, ile ma lat. Jak mogą smakować jej usta, jakich perfum używa i jak pachnie jej ciało. Jak się uśmiecha, kiedy jest zawstydzona i jak brzmi jej śmiech. A teraz stała naprzeciwko niego, ubrana w słodką, błękitną piżamę z jakąś postacią z kreskówki i bambosze. Miała na głowie niesfornego kucyka, a twarz przyozdobioną jedynie naturalnym, różanym odcieniem jej ust, głębią czekoladowych oczu i czarnymi, długimi rzęsami. Była taka naturalna i taka piękna. I stała naprzeciw niego, w progu drzwi. Ich spojrzenia skrzyżowały się na moment, a potem coś nim szarpnęło. Poczuł jak uderza o kosiarkę, a ona zastyga w bezruchu.
– Cholera. – powiedział pod nosem i spojrzał na urządzenie. „Pewnie się zacięła. Nie powinienem stać z nią w jednym miejscu. Ale ona tam stała…” – pomyślał i błyskawicznie obrócił głowę. Jej już tam nie było. Czyżby mu się wydawało?
Laura wbiegła do pokoju ciężko dysząc. Wyjrzała dyskretnie zza firanki. Nadal tam stał, nie wydawało jej się. Wyrzuciła z walizki wszystkie ciuchy i po dłuższym namyśle wybrała proste i wygodne wyjście, czyli bawełnianą koszulę i krótkie spodenki.
– Przecież miałam pomóc babci w domowych porządkach, nie mogę się stroić. Nie chcę wyjść na pustą. – rzekła gorączkowo w swoją stronę.
Weszła do łazienki, wykonała poranną toaletę, nałożyła na siebie ciuchy i przeciągnęła rzęsy maskarą. Spryskała się subtelnymi perfumami i wyszła z pokoju. Udała się na dół, aby poszukać babci.
– Babciu, gdzie jesteś? – krzyknęła w głąb domu.
– Tutaj, kochanie. – odpowiedziała kobieta, a jej głos wydobywał się z ogrodu.
Dziewczyna założyła krótkie, czerwone trampki i wyszła na werandę. Susan stała koło czereśni i przypatrywała się, jak stojący na małej drabinie blondyn, wrzuca zebrane owoce do wiklinowego koszyka. Niepewnym krokiem podeszła do nich.
– W czym ci pomóc? – zapytała szatynka, zerkając co chwilę w górę, na chłopaka.
– Najpierw zrobisz dla mnie zakupy, dobrze? Muszę tylko pójść do kuchni i wszystko sobie zapisać. – poinstruowała kobieta. – Zaczekaj tutaj, będę za niedługo. – dodała, po czym zwróciła się do blondyna. – Mógłbyś dotrzymać mojej wnuczce towarzystwa?
– Z miłą chęcią. – uśmiechnął się perliście, najpierw do Susan, a następnie do Laury. „Ma taki ciepły i męski głos” – pomyślała dziewczyna.
– Ross Lynch. – przedstawił się blondyn. – Miło mi cię poznać, twoja babcia dużo o tobie opowiadała. – ponownie się uśmiechnął. Szatynka lekko się zarumieniła.
– Laura Marano, cała przyjemność po mojej stronie. – odpowiedziała uśmiechem na uśmiech. Chłopakowi szybciej zabiło serce. – Co tak właściwie tutaj robisz? – spytała.
– Pomagam. Mieszkam parę domów dalej, twoja babcia opiekowała się mną, gdy byłem mały. Rodzice dużo pracują. Można powiedzieć, że spłacam długi. – obydwoje się zaśmiali. – A ty? Chyba nie często zamieszkujesz u babci, prawda?
– Powiedzmy, że zaplanowałam sobie całkiem sympatyczne wakacje. Niestety, nie wszystko wyszło po mojej myśli.
– Dlaczego?
– Moja przyjaciółka powinna być tutaj ze mną, a tymczasem przyjedzie dopiero za miesiąc. Samotne przechadzki przez nieznane miasto – tego akurat moje plany nie przewidziały.
– Może nie całkiem samotne… Jeśli tylko będziesz miała ochotę, mogę cię zapoznać z tym miejscem. Wcale nie jest tutaj tak źle, jak myślisz.
– Chętnie. – odpowiedziała Laura, posyłając chłopakowi ciepły uśmiech.
– No, już jestem! Mam nadzieję, że zaopiekowałeś się moją wnuczką. – zagadnęła babcia, pojawiając się w ogrodzie z kartką. – Tutaj masz listę zakupów, kochanie. Trochę tego jest, dawno nie byłam na prawdziwych domowych zakupach.
– Trochę? – roześmiała się szatynka. – Jeśli dotargam chociaż połowę tych rzeczy, to będzie sukces.
– Może Ross Ci pomoże? To silny chłopak, na pewno chętnie dotrzyma ci towarzystwa.
– Z wielką chęcią. Z resztą, supermarket jest kawałek stąd, mogłabyś się zgubić. – przytaknął blondyn.
– No, w takim razie zmykajcie. – wygoniła ich Susan, po czym zaniosła kosz czereśni do kuchni.
– Dziękuję. To naprawdę całkiem pokaźna lista zakupów. – zaśmiała się dziewczyna.
– Nie przejmuj się, do niedawna sam z nią obcowałem. – chłopak odparł jej tym samym.
– Często tutaj jesteś? W sensie, że pomagasz babci… - zagadnęła szatynka.
– Kiedy tylko mam czas to zaglądam do niej. Można powiedzieć, że mnie wychowywała. Czuję się wobec niej zobowiązany. Poza tym, bardzo dobrze mnie zna. Lubię z nią rozmawiać, gdy coś mnie trapi. Masz wspaniałą babcię. – odpowiedział ciepło.
Owszem, bardzo ją kocham. Często przyjeżdżałyśmy do niej z mamą, gdy byłam mniejsza. Ona kochała spędzać tutaj weekendy, ja z resztą także. Z czasem dorosłam, a mama miała mniej czasu. Rozmowy przez telefon to jednak nie jest to samo. – powiedziała smutno.
– Ale teraz tu jesteś i możesz znowu się tym cieszyć. Ani się obejrzysz, a twoja przyjaciółka przyjedzie. Będzie tak, jak sobie wymarzyłaś. – uśmiechnął się pokrzepiająco. – A tymczasem, chętnie dotrzymam ci towarzystwa... o ile tylko chcesz. – dodał, z nadzieją w głosie.
– Nie wyobrażam sobie spędzić tego czasu inaczej. – powiedziała. On był taki kochany.
Para przez całą drogę rozmawiała ze sobą na różne tematy. Coraz lepiej się poznawali i coraz bardziej przepadali za swoim towarzystwem. Rozumieli się idealnie. Śmiali się z tych samych żartów i tych samych rzeczy. Myśleli podobnie i lubili podobnie. Będąc w sklepie, patrzyli się na każdego człowieka z osobna i obgadywali go, jak musi wyglądać jego życie i jaki jest. Ścigali się wózkami niczym pięcioletnie dzieci i chowali pomiędzy regałami. Kłócili o to, która czekolada jest lepsza, a które lody smaczniejsze. Bawili się fantastycznie, chociaż byli na najzwyklejszych na świecie zakupach.
– W końcu jesteście! Nie było was dwie godziny, ileż można robić zakupy? – krzyknęła babcia, udając zmartwioną długą nieobecnością nastolatków.
– Trochę straciliśmy poczucie czasu. – odparła Laura, uśmiechając się przy tym to do babci, to do Rossa.
– Dobra, już dobra. Lauruniu, umyjesz ze mną tylko okna w salonie i kuchni, a później jesteś wolna. A ty, Rossie, byłabym wdzięczna, gdybyś oberwał jeszcze trochę tych owoców. Chyba zrobię z nich dżem, strasznie w tym roku obrodziły. – zadumała się Susan. – Później daję wam spokój, wybierzcie się gdzieś. – dodała babcia, dając lekkiego kuksańca Rossowi w bok.
Laura wraz z babcią zaczęły myć okna. Nie było ich wiele, na każdą przypadały zaledwie trzy, zważając na to, że salon i kuchnia zajmowały praktycznie cały parter, nie licząc łazienki i przedsionka. Dlatego też dziewczyna po piętnastu minutach szorowała ostatnią już szybę.
Z daleka, stojący na drabinie Ross uśmiechał się szeroko, machając do niej różową od owoców dłonią. Szatynka zaśmiała się donośnie i odmachała mu, ze szmatką w ręce. Wydawał się być idealny. Sympatyczny, przystojny, inteligentny i zabawny, a jego głos był taki ciepły i troskliwy. Miał w sobie coś tak pożądanego przez dziewczynę, że nie mogła oprzeć się pokusie, aby wciąż na niego nie spoglądać. Podobał jej się, nawet bardzo.
Dziewczyna skończyła mycie i skierowała się do łazienki, aby wylać wodę z miednicy. Umyła ręce, odłożyła przybory czyszczące na swoje miejsce i wróciła do salonu. Tam zastała uśmiechniętego blondyna. Wyraźnie na nią czekał, ponieważ gdy tylko przekroczyła próg salonu, od razu do niej podszedł.
– Przyjdę po ciebie o siedemnastej, dobrze? – zapytał chłopak.
– Idealnie. – odpowiedziała z uśmiechem Laura, nalewając do dwóch szklanek soku. Podała chłopakowi napój, na co on kulturalnie podziękował.
– W takim razie do zobaczenia. – pożegnał się z Laurą, następnie z Susan, po czym wyszedł.
Laura usiadła na kanapie. Chwilę później obok niej zasiadła szeroko uśmiechnięta babcia. Spojrzała znacząco na wnuczkę i mocno ją przytuliła.
– A więc randka? – zapytała wesoło Susan, dając wnuczce kuksańca w ramię.
– Pokaże mi okolicę. Żadna randka, po prostu jest miły. – zaprzeczyła szatynka, na co babcia jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
– Za moich czasów, takie coś nazywano randką, kochanie. – puściła jej oczko. – No, ale masz rację. To bardzo sympatyczny chłopak. Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć dla mojej ukochanej wnuczki. Prawdziwy romantyk, sama zobaczysz.
– Babciu, to nie jest randka! – żachnęła się Laura.
– W porządku! Skoro to nie jest randka, to zachowam te słowa na waszą prawdziwą randkę. – uśmiechnęła się zadziornie. – Zmykaj, musisz się przygotować.
– Sugerujesz, że teraz wyglądam źle? – zaśmiała się szatynka.
– Oczywiście, że nie.  Sugeruję, że powinnaś uwydatnić swoją piękność, aby dyskretnie namieszać mu w głowie. To, że to nie jest randka, nie oznacza, że nie może się w nią zamienić.
Szatynka nic już nie powiedziała. Pocałowała babcię w policzek i udała się do pokoju – przygotować się na spotkanie i zadzwonić z dobrą nowiną do przyjaciółki.
Tymczasem blondyn wracał skocznym krokiem do domu. Uśmiechał się do każdego z sąsiadów i przytakiwał ochoczo, gdy opowiadali, jak przepiękny mają dzisiaj dzień. Ponieważ nie mogli sobie wyobrazić, jak piękny był ten dzień dla niego. W głowie miał tylko jej twarz. To, jak śmiała się z jego żartów i jak niesamowicie błyszczały jej oczy, gdy z nią rozmawiał. Miała w sobie coś niesamowitego, czego w niej pożądał. Chciał przyspieszyć wskazówki zegara, aby mieć ją już dla siebie. Aby móc spróbować ją objąć, poczuć jej przepiękny zapach na swoim ciele. Boże, jak on jej pragnął. Jego serce aż się paliło, aby ją ujrzeć, a usta drżały, gdy tylko wymawiał jej imię. Laura…

 

Witajcie kochani!
Cieszę się, że wciąż was przybywa, a ja widzę coraz więcej opinii na temat bloga i jego zawartości. To wielka motywacja, słyszeć te wszystkie miłe słowa. Nawet nie wiecie, jaką sprawia mi radość fakt, że lubicie to, co piszę i jak piszę, albo raczej namiastkę tego, co dla was przygotowałam. Mam nadzieję, że będzie tak dalej :)
Rozdział jest dłuższy niż uprzednio. Mam zamiar utrzymywać je mniej więcej w takiej formie długości, ale nie gwarantuję niczego, ponieważ z czasem na wykonanie i pomysłem na zakończenie rozdziału różnie bywa. Tak czy inaczej, postaram się was nie zawieść :)

Do napisania za niedługo!

9 komentarzy:

  1. Ooooo jak słodko!!!! :D
    I wiesz co? Mam złe przeczucia. Mój blog też zaczął się przyjemnie....
    Ty coś tu namieszasz, a przy tym również w mojej głowie, zła kobieto!!
    Kupuj Nervomix, bo będzie Ci potrzebny :3
    Bardzo ładnie piszesz, lubię, gdy ktoś potrafi zwracać uwagę na stylistykę i sens jednocześnie :)
    A navrazie czekam na next :D
    (U mnie nowy w poniedzialek)

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju, jak ja lubię twój styl pisania :D :D Masz naprawdę wielki talent.
    Ty wiesz co? Jak zaczęłam czytać jak się Ross i Lau poznali aż mnie czkawka zaczęła męczyć XDD
    No to czekamy na "randkę" ;33
    Pozdrawiam :DD

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie piazesz;)
    Niesamowicie opisujesz te emocje.

    OdpowiedzUsuń
  4. Randka, nie randka☺ Babcia jest świetna zresztą jak całe opowiadanie. Przepraszam za krótki komentarz, ale zmęczenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy raz spotkałam się, żeby ktoś tak ślicznie opisywał wszystkie emocje, zdarzenie, super^^ I tak końcówka, zarąbista<3
    Znając życie, jak bym tak nie potrafiła u siebie:D
    Masz wielki talent i nie dziw się, że nas przybywa^^ Dam sb głowę uciąć, że bd nas jeszcze więcej:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopiero dwa rozdziały a ja już czuję ogromny talent do pisania. Zakochałam się w tym blogu. To jak opisujesz każdy szczegół. To jakie bogate są te dialogi przyciąga mnie. Nie przestawaj pisać. Sprawiłaś że z niecierpliwością czekam na nowy rozdział! Uwielbiam twój styl pisania. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham kocham kocham kocham i kocham ten rozdział i tego bloga. Na mojej twarzy jest mimowolny wielki uśmiech ; D Ross to taki słodziak Awwwwwwwww <3 niemogę się doczekać next'a

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie dawno trafiłam, na twojego bloga...
    Musze przyznać, że go już uwielbiam.
    Fajnie wszystko opisujesz,opowiadasz..
    Super rozdział <3
    Czekam na nex :*

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko, jak wspaniale się zaczyna! Znaczy, ogólnie nie jestem zwolenniczką wszechogarniającej słodyczy, ale tutaj jest idealnie! Nie jest za słodko, a i w tej Twojej ''słodyczy'' jest coś tak magicznego, że nie można przestać czytać.
    Uwielbiam sposób w jaki piszesz, dodajesz jakieś takie głębsze przemyślenia, przyjemne do czytania i dobre do zagłębienia się w nie, jeżeli ktoś ma ochotę.
    Ja ostatnio tak narzekam, że moje życie jest bezsensowne, chyba Twój blog będzie jednym z niewielu dobrych antydepresantów. Na razie przy życiu utrzymuje mnie parę innych, dobrych blogów więc mam nadzieję, że Twój poprawi moje statystyki bycia optymistką, hahah.
    rossomefanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń