środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział 3

Blondyn, uśmiechnięty od ucha do ucha, wbiegł z rozpędu do kuchni. Otworzył z rozmachem lodówkę i dokładnie przeglądnął jej zawartość. Był niewyobrażalnie głodny, a lodówka, chociaż pełna, nie zawierała w sobie nic, co przykułoby uwagę jego żołądka. Zrezygnowany, wyciągnął z niej sok bananowy i nalał go do szklanki. Jednym susem opróżnił zawartość naczynia, po czym ponownie je napełnił.
Mimo donośnego burczenia w brzuchu, nie zwrócił uwagi na potrzeby swojego organizmu. W myślach studiował mapę Richmond, aby móc zarówno oprowadzić Laurę, co było zamierzeniem ich spotkania, a także oczarować ją, aby zgodziła się spotkać z nim ponownie, co niekoniecznie należało do kolejnych zamierzeń dzisiejszego dnia – przynajmniej w wypadku szatynki. Niestety, żaden z dotychczasowych pomysłów nie wydawał się być wystarczająco dobry, zakłócając przy tym entuzjazm chłopaka.
Ona ma poczuć się swobodnie i być zauroczoną, a on ma sprawić, aby czuła się tak zawsze i chciała się tak czuć przy nim. Z każdą minutą napawał się coraz większym lękiem. Wszystko stawało się bardziej skomplikowane, niż było na początku. Strach zaczął go paraliżować. Jeszcze nigdy nie czuł się tak bezbronnie wobec dziewczyny. Co ona ma w sobie takiego, że nie potrafi przy niej normalnie funkcjonować?
Błagam, Ross, co za bezsensowne pytanie – skarcił się w myślach. - Jest przepiękna. W jej oczach widać rozgwieżdżone niebo, a jej uśmiech sprawia, że sam się uśmiecham. Gdy tylko ją widzę, zaczynam czuć, że naprawdę żyję, a wszystko wokół jeszcze nigdy nie wydawało mi się cudowniejsze. Czuję szczęście.
- Czy masz zamiar w końcu zamknąć tą lodówkę?
Blondyn mimowolnie wyrwał się z sieci własnych rozmyślań. Rozejrzał się wokół, jakby zupełnie nie pamiętał, jak się tu znalazł i co robił. Mrugnął dwa razy, a wyraz jego twarzy nagle się zmienił. Zupełnie tak, jakby w końcu sobie przypomniał przebieg minionego dnia.
Naprzeciwko niego stała mama. Uśmiechała się do niego pobłażliwie, stukając niecierpliwie paznokciami o blat. Na twarzy miała wymalowane rozbawienie, co powoli mieszało się z narastającą irytacją.
Chłopak spojrzał przed siebie, odwracając przy tym wzrok od stojącej po lewej stronie rodzicielki. Naprzeciwko niego stała otwarta na oścież lodówka, z której co chwilę wydobywała się krótka melodyjka, na znak, że jest za długo używana. Brzmiało to tak, jakby wewnątrz urządzenia dzwonił stary model telefonu Nokia – przygrywając bezustannie jednym ze swoich denerwujących dzwonków polifonicznych.
- Ross, zaraz się popsuje. Zamknij ją, do cholery! – krzyknęła zniecierpliwiona Emily, patrząc wyczekująco na swojego syna.
Nastolatek dopiero po paru sekundach przetworzył słowa matki i zamknął srebrne drzwiczki. W momencie, kiedy to uczynił, poczuł na skórze chłód. Naprawdę długo musiał stać w takiej pozycji, gdyż jego ciało przeszły dreszcze, a ręce pokryte były gęsią skórką.
- Czy wszystko z tobą w porządku? Nie chcę cię urazić, gdyż to kwestia mojego wychowania, ale zachowujesz się jak nienormalny. – powiedziała kobieta, zabijając w sobie chęć zaśmiania się. – Cóż, zawsze mogę powiedzieć, że to wina twojego ojca. – dodała po chwili, wybuchając przy tym niepohamowanym już śmiechem. Zaraz dołączył do niej Ross.
- Przepraszam, zamyśliłem się. – odpowiedział chłopak.
- Ah, tak... I nad czym miałeś taki dylemat? – zapytała Emily, spoglądając z rosnącą ciekawością na blondyna.
- Nad jedzeniem. Umieram z głodu, a w lodówce niby jest wszystko, a nie ma nic.
Odpowiedź chłopaka była błyskawiczna. Aż sam Ross zdziwił się, gdy mama nie wydedukowała z tego niczego dziwnego, wręcz przeciwnie, nawet nie zwróciła na to uwagi. Podeszła do chlebaka, wyciągnęła z niego bułkę, a następnie zaczęła wybierać z lodówki składniki, z których, najprawdopodobniej, chciała zrobić kanapki.
- Gdybyś był córką... – westchnęła mama, po czym zrezygnowana, dodała: - a tymczasem zachowujesz się dokładnie tak, jak ojciec. Jednego zniosę, ale robić ciągle dwóm jedzenie, to już lekka przesada.
- Nikt ci nie każe. Sami sobie świetnie radzimy, prawda, Ross?
Do kuchni wszedł David. Wysoki, dobrze zbudowany, z niewielką ilością blond włosów na głowie. Uśmiechał się zadziornie, dzięki czemu pogłębiały mu się zmarszczki i uwydatniały rysy twarzy. Z jego brązowych tęczówek buchało ciepło i szczerość.
Mężczyzna, mimo średniego wieku, wciąż był młody duchem. Uwielbiał żartować, a od rozrywki nie potrafił się opędzić. Chociaż często osoby z takim charakterem bywają nieodpowiedzialne, David był jednym z wyjątków. Dobry rodzic, w którym dzieci zawsze znajdywały oparcie.
Zawsze nade wszystko stawiał sobie rodzinę. Można było na niego liczyć w każdej chwili, niezależnie od czasu i okoliczności. Nigdy też nie brakowało im niczego – zapewniał najbliższym wszystko to, co najlepsze. Starał się, jak tylko potrafił, aby jego dzieci wyszły na dobrych i uczciwych ludzi.
Zapewne dzięki temu Ross nigdy nie narzekał na złe stosunki z kimkolwiek z członków rodziny, a szczególnie z ojcem. Kochał go, widział w nim potężny autorytet. Zwracał się do niego w wielu sprawach – istotnych i mniej istotnych – ponieważ całym sercem ufał jego poglądom i doświadczeniu.
Byli do siebie bardzo podobni. Kroczyli przez życie uśmiechnięci, zawsze chętni, aby podać pomocną dłoń. Nie obarczali sobą nikogo, każdego brali pod skrzydła. Dojrzali, niezwykle wrażliwi i oddani. Może dlatego tak doskonale się rozumieli.
David  ucałował żonę w czoło. Kobieta uśmiechnęła się lekko do męża, a to wystarczyło, aby wiedział, że sprawił jej tym przyjemność. Uwielbiała jego rytuały, kiedy wychodząc do pracy, całował ją na pożegnanie. To samo robił, gdy wracał do domu, całkowicie wyczerpany. Przytulał ją czule, głaskał jej włosy i delikatnie całował – w ten sposób odpoczywał. Ona koiła jego nerwy. Będąc u boku żony, niezależnie od wspólnie przeżytych lat, zawsze czuł się wyjątkowo, a każdy dzień sprawiał, że kochał ją coraz mocniej. A ona równie mocno kochała jego.
- Skoro tak mówisz, to bądź tak miły i zrób synowi jedzenie. Jest dzisiaj w bardzo... filozoficznym humorze. – rzuciła mimochodem Emily, udając się do salonu.
- Filozoficznym, mówisz? – prychnął mężczyzna. – Daj spokój! Wystarczy na niego spojrzeć. No, to co to za jedna, młody?
- Skąd wniosek, że jakąś poznałem? – zapytał Ross, nieświadomie się krzywiąc.
- To, że twoja matka tego nie widzi, ponieważ jest kobietą – a jak dobrze wiemy, kobiety tylko myślą, że wiedzą wszystko – nie oznacza, że ja także tego nie dostrzegę. – zaśmiał się David, któremu zawtórował Ross. – To jak? Przyznasz się przed staruszkiem? – dodał po chwili.
- To wnuczka pani Marano. – zaczął niepewnie blondyn. – Jest śliczna i taka mądra, i zabawna. Przyjechała tutaj na wakacje. Mam ją dzisiaj oprowadzić po Richmond.
- To świetnie! Nad czym się tak zastanawiać?
Mężczyzna spojrzał zaciekawiony w oczy syna. Sam Ross nie do końca wiedział, co tak naprawdę odbiera mu pewność siebie. Może gdyby od razu poprosił ją o randkę, wtedy nie denerwowałby się, że potraktuje go jako zwykłego przewodnika? Tak czy inaczej, beztroskie podejście ojca wcale mu nie pomagało. Co gorzej, miał wrażenie, że zależy mu zbyt mocno, aby mogło się to udać.
Po krótkiej kalkulacji wszystkich za i przeciw, postanowił powiedzieć ojcu o tym, co go trapiło. Oczywiście poniekąd, ponieważ sam nie był pewien, co dokładnie jest jego problem – dlatego zdecydował się na ogół.
- Ponieważ to nie jest randka – mam ją po prostu zaznajomić z miastem. – stwierdził. - Chcę ją poznać, zabrać w jakieś wyjątkowe miejsce. Wiesz, oczarować. Naprawdę ją lubię, tato. – przerwał, aby nabrać powietrza w płuca. - Boję się, że to będzie nasze ostatnie spotkanie. Nie licząc tych, w których odwiedzę Susan i ona akurat tam będzie, jeśli oczywiście mi się poszczęści. – westchnął zrezygnowany.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak ci zależało na dziewczynie. – ojciec szturchnął syna w ramię.
- Bo nie zależało. – odparł. – Ale, kiedy tylko ją ujrzałem... To było coś niesamowitego, wiesz? Nigdy się tak nie czułem, przy nikim.
- Ross, posłuchaj mnie uważnie. – zaczął ojciec. Położył przed chłopakiem talerz z kanapkami i usiadł naprzeciwko niego. – Dobry z ciebie chłopak. Wychowaliśmy cię z mamą jak należy. Aż sam się dziwię, jak dojrzały i mądry dzieciak nam wyrósł. Jestem z ciebie niewyobrażalnie dumny. I powiem ci jedno... Nie ma znaczenia, gdzie ją zabierzesz. Pokaż jej miejsca, które uważasz za najbardziej tego godne, ponieważ to nie otoczenie sprawi, że cię polubi, tylko ty sam. Otwórz przed nią swoje serce, a jestem pewny, że ona odda ci swoje.
Tata uśmiechnął się pokrzepiająco. Wypiął pierś, jakby chciał uwydatnić, jak prawdziwe były jego słowa. Oczy mu płonęły i widać było, że nie tylko z Rossa jest dumny. Cieszył się na swój monolog. Napawało go dumą nie tylko to, jakim człowiekiem stał się jego syn na przestrzeni lat, ale jaką wieź łączył z własnym ojcem. I chociaż z całych sił próbował ukryć nabierające w nim łzy, to chłopak i tak je dostrzegł.
- Dziękuję. – odpowiedział Ross, po czym złączył się z ojcem w męskim uścisku. – Muszę iść, chcę się jeszcze odświeżyć, zanim pójdę po Laurę. – dodał po dłuższej chwili, wypuszczając tatę z objęć.
- Trzymaj. – powiedział David, wręczając chłopakowi papierowe banknoty. – Przydadzą ci się.
- Dziękuję, raz jeszcze.
Blondyn wszedł do salonu, aby stamtąd udać się po schodach do swojego pokoju. Po drodze, spojrzał na siedzącą na kanapie matkę.
Emily miała czterdzieści trzy lata. Różnica pomiędzy nią, a Davidem była niewielka, gdyż wynosiła dwa lata. Mimo to, Emily wydawała się nieco młodsza od męża. Jak na płeć piękną przystało, chciała dobrze wyglądać, dlatego też ubierała się modnie i kobieco, ale wygodnie. Blond loki okalały jej okrągłą twarz, zatrzymując się na długości ramion. Pomimo delikatnych oznak starości, wciąż urzekała swoim uśmiechem, a z jej błękitnych oczu emanowała dobroć.
Kobieta twardo stąpała po ziemi. Uwielbiała ironizować, a cięte riposty uważała za najlepszą formę poczucia humoru. Mimo tego, była pogodną i sympatyczną osobą.
Ceniła sobie towarzystwo przyjaciół, a przede wszystkim, doceniała to, jak cudowną i mocną miłością obdarzył ją David. Na każdym kroku okazywał jej swoją dozgonną miłość. Dawał kwiaty, zapraszał na kolacje i tańczył z nią, kiedy tylko nadarzała mu się okazja. Traktował ją jak najprawdziwszą księżniczkę. Krótko mówiąc – żyła w małżeństwie idealnym.
Emily należała do tych odpowiedzialnych matek, które zawsze dopinają wszystko na ostatni guzik, a to, co zrobiła, musiało być perfekcyjne. Dzieci były dla niej oczkiem w głowie – nieustannie je pilnowała i pouczała. Nie dlatego, że była rygorystyczna, a z troski o ich wychowanie.
- Podsłuchiwałaś, prawda? – rzucił Ross, powstrzymując w sobie chęć parsknięcia śmiechem.
Kobieta uśmiechnęła się niepewnie. Zmieszane w tym geście zawstydzenie z triumfem godnym nastolatki, sprawiło, że chłopak nie potrzebował żadnej odpowiedzi. Pokiwał jedynie pobłażliwie głową i zaczął wspinać się po schodach. Chwycił za klamkę, otwierającą drzwi do swojego pokoju, a następnie skrył się za nimi.
- Dobry z ciebie ojciec. – rzekła Emily, patrząc na męża, który właśnie usiadł obok niej na kanapie.
David przytulił żonę do siebie. Kiedy była blisko, nie potrzebował już niczego. Wokół mogłaby panować pustka, a jemu by to nie przeszkadzało. Wciąż wyraźnie czuł woń jej perfum - chociaż od lat ich nie zmieniała. I siedząc tak przy niej, czując jej zapach i podziwiając, jak pięknym uśmiechem go obdarowuje, i jak jej oczy czule spoglądają w jego, myślał, że spokojnie mógłby teraz umrzeć.
– Udał nam się synek, oj udał. – zaśmiała się perliście, na co David jeszcze mocniej objął ją ramieniem.

 

Witajcie, kochani!
Wiem, że będziecie chcieli mnie zabić za to, iż wciąż nie doszło do spotkania Rossa i Laury, ale cierpliwości. Pocieszę was tym, że następny rozdział dodam jeszcze do końca tego tygodnia, tak myślę. I obiecuję, że doczekacie się upragnionego!
Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa, nawet nie wiecie, jak to cieszy i motywuje. Jesteście kochani! :)

Do napisania wkrótce!

8 komentarzy:

  1. Świetnie opisałaś ich relację:)
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  2. Już to pisałam, ale muszę napisać to raz jeszcze. Niesamowicie opisujesz uczucia, w ogóle wszystko niesamowicie opisujesz^^ Jak dla mnie, wcale nie musi być tak szybko spotkania Lau i Rossa, wystarczy, jak będziesz dodawała rozdziały, bo na prawdę są genialne. Świetnie opisujesz relacje między Rossem, a Davidem i jeszcze znajdziesz miejsce, żeby opisać charakter Emily, bardzo mi się to podoba.
    No to czekam na następny rozdział, który, mam nadzieję wstawisz jeszcze w tym tygodniu:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :*
    Patka ma rację :D
    No więc... czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział. :D naprawdę cudowne jest to co powiedział pan Lynch. Ty masz wielki talent dziewczyno.Ciesze się że założyłaś tego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko co chciałabym ci napisać napisała Patka...
    Tak więc mi nie zostało nic innego jak tylko podziękować ci za tak wspaniałego bloga. Dziękuję :)
    Masz na prawdę niespotykany talent. Masz to coś, co teraz jest rzadkością.
    Dziękuję :)
    Weny na następny rozdział życzę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy czytam Twoje dokładne i przemyślane opisy oraz te różne dialogi robi mi się tak jakoś ciepło od środka.. Świetny rozdział. Zakochałam się po raz trzeci (nie licząc prologu). Z chęcią czytam tego bloga. Taki talent jak Twój jest rzadki. Wykorzystaj go dobrze i nadal pisz te wspaniałe rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszy akapit taki życiowy :D
    " - Filozoficznym, mówisz? – prychnął mężczyzna. – Daj spokój! Wystarczy na niego spojrzeć. No, to co to za jedna, młody? " no i prosto z mostu xd
    Wybacz, że nie zajrzałam tu wcześniej ;C
    Kurde, mam wrażenie, że masz tę samą taktykę, co ja - co najmniej kilka razy czytasz napisany rozdział, prawda? Sprawdzasz, czy nie ma w nim błędów, dopisujesz zdania, które akurat wpadły ci do głowy... Czyż nie?
    Cieszę się, czytając tego bloga - jest naprawdę sporo słabych stories o Raurze i Auslly (czemu ludzie w ogóle shippują Rikessę ? -.- ), ale ten jest naprawdę dobry.
    I widzę, że zaraz nowy rozdzialik... :D
    Btw. Ja już mam u siebie wszystko napisane - czeka tylko na wklejenie xd Tylko epilog wciąż poprawiam...

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam Twój opis sytuacji, uczuć, charakterów. Ubierasz to wszystko w tak piękne słowa, że aż ciężko mi o tym pisać.
    Relacja rodziców Rossa jest idealna. Och, Boże, jak bardzo ja bym chciała kogoś tak pokochać i być przez kogoś tak kochana w przyszłości!
    rossomefanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń