Blondyn, uśmiechnięty
od ucha do ucha, wbiegł z rozpędu do kuchni. Otworzył z rozmachem lodówkę i
dokładnie przeglądnął jej zawartość. Był niewyobrażalnie głodny, a lodówka,
chociaż pełna, nie zawierała w sobie nic, co przykułoby uwagę jego żołądka.
Zrezygnowany, wyciągnął z niej sok bananowy i nalał go do szklanki. Jednym
susem opróżnił zawartość naczynia, po czym ponownie je napełnił.
Mimo donośnego burczenia
w brzuchu, nie zwrócił uwagi na potrzeby swojego organizmu. W myślach studiował
mapę Richmond, aby móc zarówno oprowadzić Laurę, co było zamierzeniem ich
spotkania, a także oczarować ją, aby zgodziła się spotkać z nim ponownie, co
niekoniecznie należało do kolejnych zamierzeń dzisiejszego dnia – przynajmniej
w wypadku szatynki. Niestety, żaden z dotychczasowych pomysłów nie wydawał się
być wystarczająco dobry, zakłócając przy tym entuzjazm chłopaka.
Ona ma poczuć się
swobodnie i być zauroczoną, a on ma sprawić, aby czuła się tak zawsze i chciała
się tak czuć przy nim. Z każdą minutą napawał się coraz większym lękiem.
Wszystko stawało się bardziej skomplikowane, niż było na początku. Strach
zaczął go paraliżować. Jeszcze nigdy nie czuł się tak bezbronnie wobec
dziewczyny. Co ona ma w sobie takiego, że nie potrafi przy niej normalnie
funkcjonować?
Błagam, Ross, co za
bezsensowne pytanie – skarcił się w myślach. - Jest przepiękna. W jej oczach
widać rozgwieżdżone niebo, a jej uśmiech sprawia, że sam się uśmiecham. Gdy
tylko ją widzę, zaczynam czuć, że naprawdę żyję, a wszystko wokół jeszcze nigdy
nie wydawało mi się cudowniejsze. Czuję szczęście.
- Czy masz zamiar w
końcu zamknąć tą lodówkę?
Blondyn mimowolnie
wyrwał się z sieci własnych rozmyślań. Rozejrzał się wokół, jakby zupełnie nie
pamiętał, jak się tu znalazł i co robił. Mrugnął dwa razy, a wyraz jego twarzy
nagle się zmienił. Zupełnie tak, jakby w końcu sobie przypomniał przebieg
minionego dnia.
Naprzeciwko niego
stała mama. Uśmiechała się do niego pobłażliwie, stukając niecierpliwie
paznokciami o blat. Na twarzy miała wymalowane rozbawienie, co powoli mieszało
się z narastającą irytacją.
Chłopak spojrzał
przed siebie, odwracając przy tym wzrok od stojącej po lewej stronie
rodzicielki. Naprzeciwko niego stała otwarta na oścież lodówka, z której co
chwilę wydobywała się krótka melodyjka, na znak, że jest za długo używana.
Brzmiało to tak, jakby wewnątrz urządzenia dzwonił stary model telefonu Nokia –
przygrywając bezustannie jednym ze swoich denerwujących dzwonków
polifonicznych.
- Ross, zaraz się
popsuje. Zamknij ją, do cholery! – krzyknęła zniecierpliwiona Emily, patrząc
wyczekująco na swojego syna.
Nastolatek dopiero po
paru sekundach przetworzył słowa matki i zamknął srebrne drzwiczki. W momencie,
kiedy to uczynił, poczuł na skórze chłód. Naprawdę długo musiał stać w takiej
pozycji, gdyż jego ciało przeszły dreszcze, a ręce pokryte były gęsią skórką.
- Czy wszystko z tobą
w porządku? Nie chcę cię urazić, gdyż to kwestia mojego wychowania, ale
zachowujesz się jak nienormalny. – powiedziała kobieta, zabijając w sobie chęć
zaśmiania się. – Cóż, zawsze mogę powiedzieć, że to wina twojego ojca. – dodała
po chwili, wybuchając przy tym niepohamowanym już śmiechem. Zaraz dołączył do
niej Ross.
- Przepraszam, zamyśliłem
się. – odpowiedział chłopak.
- Ah, tak... I nad
czym miałeś taki dylemat? – zapytała Emily, spoglądając z rosnącą ciekawością
na blondyna.
- Nad jedzeniem.
Umieram z głodu, a w lodówce niby jest wszystko, a nie ma nic.
Odpowiedź chłopaka
była błyskawiczna. Aż sam Ross zdziwił się, gdy mama nie wydedukowała z tego
niczego dziwnego, wręcz przeciwnie, nawet nie zwróciła na to uwagi. Podeszła do
chlebaka, wyciągnęła z niego bułkę, a następnie zaczęła wybierać z lodówki
składniki, z których, najprawdopodobniej, chciała zrobić kanapki.
- Gdybyś był córką...
– westchnęła mama, po czym zrezygnowana, dodała: - a tymczasem zachowujesz się
dokładnie tak, jak ojciec. Jednego zniosę, ale robić ciągle dwóm jedzenie, to
już lekka przesada.
- Nikt ci nie każe.
Sami sobie świetnie radzimy, prawda, Ross?
Do kuchni wszedł
David. Wysoki, dobrze zbudowany, z niewielką ilością blond włosów na głowie.
Uśmiechał się zadziornie, dzięki czemu pogłębiały mu się zmarszczki i
uwydatniały rysy twarzy. Z jego brązowych tęczówek buchało ciepło i szczerość.
Mężczyzna, mimo
średniego wieku, wciąż był młody duchem. Uwielbiał żartować, a od rozrywki nie
potrafił się opędzić. Chociaż często osoby z takim charakterem bywają
nieodpowiedzialne, David był jednym z wyjątków. Dobry rodzic, w którym dzieci
zawsze znajdywały oparcie.
Zawsze nade wszystko
stawiał sobie rodzinę. Można było na niego liczyć w każdej chwili, niezależnie
od czasu i okoliczności. Nigdy też nie brakowało im niczego – zapewniał
najbliższym wszystko to, co najlepsze. Starał się, jak tylko potrafił, aby jego
dzieci wyszły na dobrych i uczciwych ludzi.
Zapewne dzięki temu
Ross nigdy nie narzekał na złe stosunki z kimkolwiek z członków rodziny, a
szczególnie z ojcem. Kochał go, widział w nim potężny autorytet. Zwracał się do
niego w wielu sprawach – istotnych i mniej istotnych – ponieważ całym sercem
ufał jego poglądom i doświadczeniu.
Byli do siebie bardzo
podobni. Kroczyli przez życie uśmiechnięci, zawsze chętni, aby podać pomocną
dłoń. Nie obarczali sobą nikogo, każdego brali pod skrzydła. Dojrzali,
niezwykle wrażliwi i oddani. Może dlatego tak doskonale się rozumieli.
David ucałował żonę w czoło. Kobieta uśmiechnęła
się lekko do męża, a to wystarczyło, aby wiedział, że sprawił jej tym
przyjemność. Uwielbiała jego rytuały, kiedy wychodząc do pracy, całował ją na
pożegnanie. To samo robił, gdy wracał do domu, całkowicie wyczerpany. Przytulał
ją czule, głaskał jej włosy i delikatnie całował – w ten sposób odpoczywał. Ona
koiła jego nerwy. Będąc u boku żony, niezależnie od wspólnie przeżytych lat,
zawsze czuł się wyjątkowo, a każdy dzień sprawiał, że kochał ją coraz mocniej.
A ona równie mocno kochała jego.
- Skoro tak mówisz,
to bądź tak miły i zrób synowi jedzenie. Jest dzisiaj w bardzo... filozoficznym
humorze. – rzuciła mimochodem Emily, udając się do salonu.
- Filozoficznym,
mówisz? – prychnął mężczyzna. – Daj spokój! Wystarczy na niego spojrzeć. No, to
co to za jedna, młody?
- Skąd wniosek, że
jakąś poznałem? – zapytał Ross, nieświadomie się krzywiąc.
- To, że twoja matka
tego nie widzi, ponieważ jest kobietą – a jak dobrze wiemy, kobiety tylko
myślą, że wiedzą wszystko – nie oznacza, że ja także tego nie dostrzegę. –
zaśmiał się David, któremu zawtórował Ross. – To jak? Przyznasz się przed
staruszkiem? – dodał po chwili.
- To wnuczka pani
Marano. – zaczął niepewnie blondyn. – Jest śliczna i taka mądra, i zabawna.
Przyjechała tutaj na wakacje. Mam ją dzisiaj oprowadzić po Richmond.
- To świetnie! Nad
czym się tak zastanawiać?
Mężczyzna spojrzał
zaciekawiony w oczy syna. Sam Ross nie do końca wiedział, co tak naprawdę
odbiera mu pewność siebie. Może gdyby od razu poprosił ją o randkę, wtedy nie
denerwowałby się, że potraktuje go jako zwykłego przewodnika? Tak czy inaczej,
beztroskie podejście ojca wcale mu nie pomagało. Co gorzej, miał wrażenie, że
zależy mu zbyt mocno, aby mogło się to udać.
Po krótkiej
kalkulacji wszystkich za i przeciw, postanowił powiedzieć ojcu o tym, co go
trapiło. Oczywiście poniekąd, ponieważ sam nie był pewien, co dokładnie jest jego
problem – dlatego zdecydował się na ogół.
- Ponieważ to nie
jest randka – mam ją po prostu zaznajomić z miastem. – stwierdził. - Chcę ją
poznać, zabrać w jakieś wyjątkowe miejsce. Wiesz, oczarować. Naprawdę ją lubię,
tato. – przerwał, aby nabrać powietrza w płuca. - Boję się, że to będzie nasze
ostatnie spotkanie. Nie licząc tych, w których odwiedzę Susan i ona akurat tam
będzie, jeśli oczywiście mi się poszczęści. – westchnął zrezygnowany.
- Nie pamiętam, kiedy
ostatnio tak ci zależało na dziewczynie. – ojciec szturchnął syna w ramię.
- Bo nie zależało. –
odparł. – Ale, kiedy tylko ją ujrzałem... To było coś niesamowitego, wiesz?
Nigdy się tak nie czułem, przy nikim.
- Ross, posłuchaj
mnie uważnie. – zaczął ojciec. Położył przed chłopakiem talerz z kanapkami i
usiadł naprzeciwko niego. – Dobry z ciebie chłopak. Wychowaliśmy cię z mamą jak
należy. Aż sam się dziwię, jak dojrzały i mądry dzieciak nam wyrósł. Jestem z
ciebie niewyobrażalnie dumny. I powiem ci jedno... Nie ma znaczenia, gdzie ją
zabierzesz. Pokaż jej miejsca, które uważasz za najbardziej tego godne,
ponieważ to nie otoczenie sprawi, że cię polubi, tylko ty sam. Otwórz przed nią
swoje serce, a jestem pewny, że ona odda ci swoje.
Tata uśmiechnął się
pokrzepiająco. Wypiął pierś, jakby chciał uwydatnić, jak prawdziwe były jego
słowa. Oczy mu płonęły i widać było, że nie tylko z Rossa jest dumny. Cieszył
się na swój monolog. Napawało go dumą nie tylko to, jakim człowiekiem stał się
jego syn na przestrzeni lat, ale jaką wieź łączył z własnym ojcem. I chociaż z
całych sił próbował ukryć nabierające w nim łzy, to chłopak i tak je dostrzegł.
- Dziękuję. –
odpowiedział Ross, po czym złączył się z ojcem w męskim uścisku. – Muszę iść,
chcę się jeszcze odświeżyć, zanim pójdę po Laurę. – dodał po dłuższej chwili,
wypuszczając tatę z objęć.
- Trzymaj. –
powiedział David, wręczając chłopakowi papierowe banknoty. – Przydadzą ci się.
- Dziękuję, raz
jeszcze.
Blondyn wszedł do
salonu, aby stamtąd udać się po schodach do swojego pokoju. Po drodze, spojrzał
na siedzącą na kanapie matkę.
Emily miała
czterdzieści trzy lata. Różnica pomiędzy nią, a Davidem była niewielka, gdyż
wynosiła dwa lata. Mimo to, Emily wydawała się nieco młodsza od męża. Jak na
płeć piękną przystało, chciała dobrze wyglądać, dlatego też ubierała się modnie
i kobieco, ale wygodnie. Blond loki okalały jej okrągłą twarz, zatrzymując się
na długości ramion. Pomimo delikatnych oznak starości, wciąż urzekała swoim
uśmiechem, a z jej błękitnych oczu emanowała dobroć.
Kobieta twardo
stąpała po ziemi. Uwielbiała ironizować, a cięte riposty uważała za najlepszą
formę poczucia humoru. Mimo tego, była pogodną i sympatyczną osobą.
Ceniła sobie
towarzystwo przyjaciół, a przede wszystkim, doceniała to, jak cudowną i mocną
miłością obdarzył ją David. Na każdym kroku okazywał jej swoją dozgonną miłość.
Dawał kwiaty, zapraszał na kolacje i tańczył z nią, kiedy tylko nadarzała mu
się okazja. Traktował ją jak najprawdziwszą księżniczkę. Krótko mówiąc – żyła w
małżeństwie idealnym.
Emily należała do
tych odpowiedzialnych matek, które zawsze dopinają wszystko na ostatni guzik, a
to, co zrobiła, musiało być perfekcyjne. Dzieci były dla niej oczkiem w głowie
– nieustannie je pilnowała i pouczała. Nie dlatego, że była rygorystyczna, a z
troski o ich wychowanie.
- Podsłuchiwałaś,
prawda? – rzucił Ross, powstrzymując w sobie chęć parsknięcia śmiechem.
Kobieta uśmiechnęła
się niepewnie. Zmieszane w tym geście zawstydzenie z triumfem godnym
nastolatki, sprawiło, że chłopak nie potrzebował żadnej odpowiedzi. Pokiwał
jedynie pobłażliwie głową i zaczął wspinać się po schodach. Chwycił za klamkę,
otwierającą drzwi do swojego pokoju, a następnie skrył się za nimi.
- Dobry z ciebie
ojciec. – rzekła Emily, patrząc na męża, który właśnie usiadł obok niej na
kanapie.
David przytulił żonę
do siebie. Kiedy była blisko, nie potrzebował już niczego. Wokół mogłaby panować
pustka, a jemu by to nie przeszkadzało. Wciąż wyraźnie czuł woń jej perfum -
chociaż od lat ich nie zmieniała. I siedząc tak przy niej, czując jej zapach i
podziwiając, jak pięknym uśmiechem go obdarowuje, i jak jej oczy czule
spoglądają w jego, myślał, że spokojnie mógłby teraz umrzeć.
– Udał nam się synek,
oj udał. – zaśmiała się perliście, na co David jeszcze mocniej objął ją
ramieniem.
Witajcie, kochani!
Wiem, że będziecie
chcieli mnie zabić za to, iż wciąż nie doszło do spotkania Rossa i Laury, ale
cierpliwości. Pocieszę was tym, że następny rozdział dodam jeszcze do końca
tego tygodnia, tak myślę. I obiecuję, że doczekacie się upragnionego!
Dziękuję za wszystkie
ciepłe słowa, nawet nie wiecie, jak to cieszy i motywuje. Jesteście kochani! :)
Do napisania wkrótce!
Świetnie opisałaś ich relację:)
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
Już to pisałam, ale muszę napisać to raz jeszcze. Niesamowicie opisujesz uczucia, w ogóle wszystko niesamowicie opisujesz^^ Jak dla mnie, wcale nie musi być tak szybko spotkania Lau i Rossa, wystarczy, jak będziesz dodawała rozdziały, bo na prawdę są genialne. Świetnie opisujesz relacje między Rossem, a Davidem i jeszcze znajdziesz miejsce, żeby opisać charakter Emily, bardzo mi się to podoba.
OdpowiedzUsuńNo to czekam na następny rozdział, który, mam nadzieję wstawisz jeszcze w tym tygodniu:D
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńPatka ma rację :D
No więc... czekam na next :*
Genialny rozdział. :D naprawdę cudowne jest to co powiedział pan Lynch. Ty masz wielki talent dziewczyno.Ciesze się że założyłaś tego bloga ;)
OdpowiedzUsuńWszystko co chciałabym ci napisać napisała Patka...
OdpowiedzUsuńTak więc mi nie zostało nic innego jak tylko podziękować ci za tak wspaniałego bloga. Dziękuję :)
Masz na prawdę niespotykany talent. Masz to coś, co teraz jest rzadkością.
Dziękuję :)
Weny na następny rozdział życzę!
Kiedy czytam Twoje dokładne i przemyślane opisy oraz te różne dialogi robi mi się tak jakoś ciepło od środka.. Świetny rozdział. Zakochałam się po raz trzeci (nie licząc prologu). Z chęcią czytam tego bloga. Taki talent jak Twój jest rzadki. Wykorzystaj go dobrze i nadal pisz te wspaniałe rozdziały.
OdpowiedzUsuńPierwszy akapit taki życiowy :D
OdpowiedzUsuń" - Filozoficznym, mówisz? – prychnął mężczyzna. – Daj spokój! Wystarczy na niego spojrzeć. No, to co to za jedna, młody? " no i prosto z mostu xd
Wybacz, że nie zajrzałam tu wcześniej ;C
Kurde, mam wrażenie, że masz tę samą taktykę, co ja - co najmniej kilka razy czytasz napisany rozdział, prawda? Sprawdzasz, czy nie ma w nim błędów, dopisujesz zdania, które akurat wpadły ci do głowy... Czyż nie?
Cieszę się, czytając tego bloga - jest naprawdę sporo słabych stories o Raurze i Auslly (czemu ludzie w ogóle shippują Rikessę ? -.- ), ale ten jest naprawdę dobry.
I widzę, że zaraz nowy rozdzialik... :D
Btw. Ja już mam u siebie wszystko napisane - czeka tylko na wklejenie xd Tylko epilog wciąż poprawiam...
Uwielbiam Twój opis sytuacji, uczuć, charakterów. Ubierasz to wszystko w tak piękne słowa, że aż ciężko mi o tym pisać.
OdpowiedzUsuńRelacja rodziców Rossa jest idealna. Och, Boże, jak bardzo ja bym chciała kogoś tak pokochać i być przez kogoś tak kochana w przyszłości!
rossomefanfiction.blogspot.com