Każda sekunda
wydawała się być godziną w cudownym i błogim momencie zatracenia. W momencie,
który niechętnie zmierzał ku końcowi. Pocałunki stawały się delikatniejsze,
mimo wciąż namiętnej atmosfery. Burza emocji nadal wisiała w powietrzu.
Ross czule objął
Laurę, zanurzając nos w jej włosach. Czuł zapach jej malinowego szamponu, co
spowodowało, że kąciki jego ust automatycznie uniosły się ku górze. Ona
natomiast, wtulona w jego ciepły tors, czuła się niezwykle bezpiecznie.
Wdychała jego perfumy z takim impetem, jakby był zwykłą imaginacją. Objęła go
mocniej.
- Chcesz mnie udusić?
– zaśmiał się cicho, całując dziewczynę w czoło.
Laura, z grymasem na
ustach, poluźniła uścisk. Odchyliła głowę tak, aby mogła spojrzeć na chłopaka.
Uśmiechał się do niej szeroko, wpatrując się w nią tak intensywnie i z taką
czułością, jakby była największym skarbem świata.
- Przepraszam. –
wybąkała, lekko się przy tym rumieniąc.
- Wiesz... – zagadnął
blondyn, wciąż się uśmiechając. – Możesz częściej mnie tak dusić.
- Z wielką chęcią. –
wypowiedziawszy te słowa, szatynka ponownie zatopiła się w ramionach Lynch’a.
Blondyn uśmiechnął
się jeszcze szerzej, podśmiechując się.
Nagle Laura poczuła,
jak jej nogi odrywają się od ziemi. Zaskoczona, rozglądnęła się na boki, lecz jedyne,
z czym się spotkała, to rozbawione spojrzenie Rossa. Chłopak trzymał ją mocno w
objęciach, idąc powolnym krokiem na rozłożony pod murem koc. Szatynka, nic nie
mówiąc, wtuliła się bardziej w blondyna, pozwalając mu, donieść się do celu.
Ross ułożył towarzyszkę
na kocu, po czym usiadł obok niej, ocierając się przy tym o jej ramię. Otworzył
wiklinowy koszyk i zaczął wyciągać z niego talerzyki i jedzenie. Rozpromieniona
Laura, chwyciła do ręki nektarynkę i z prędkością światła wbiła się w nią
zębami. Słodki owoc wypełnił jej usta, napawając jej podniebienie pełnią smaku.
- Głodna? – zagadnął
blondyn, bacznie przyglądając się dziewczynie.
- Potwornie! –
żachnęła się Laura, wlepiając oczy w kawowe naleśniki.
Chłopak zaśmiał się
radośnie i obdarowawszy szatynkę pobłażliwym spojrzeniem, nałożył jej porcję
naleśników. Następnie polał je syropem klonowym, posypał garścią malin i ze
szczerym uśmiechem na ustach – wręczył talerz dziewczynie.
Laura nie czekając ze
spożyciem posiłku na Rossa, zaczęła pałaszować danie. Po zaledwie trzech
minutach talerz był zupełnie pusty. Szatynka dopiero teraz, po napełnieniu
żołądka, zorientowała się, że jej towarzysz jeszcze niczego nie tknął.
- Dlaczego nic nie
jesz? – spytała zaciekawiona.
- Ponieważ lubię
patrzeć, jak ty jesz. – odpowiedział, a jego usta wykrzywił uśmiech.
Zarumieniona szatynka
spuściła szybko wzrok i zabrała się do nakładania posiłku dla Rossa. Dobrawszy
wszystko tak, aby porcja chłopaka była większa – podała mu talerzyk. Wzięła do
ręki jedną z kanapek. Niepewnie podniosła głowę, aby znalazła się na równi z
twarzą blondyna. Chłopak patrzył się na nią uśmiechnięty, ale nic nie
powiedział. Zaczął konsumować jedzenie.
- Myślałaś może o
studiach artystycznych? – zapytał chłopak, przerywając nagle ciszę. – No wiesz...
O malarstwie.
- Tak. Myślałam o tym
nie raz. – odparła po chwili namysłu Laura. – Ale to bez znaczenia. Takie
głupie dziecięca marzenia, sam rozumiesz.
- Może i są to
dziecięce marzenia, ale na pewno nie głupie. Masz wielki dar, który
pielęgnujesz, no i kochasz to, co robisz. Czy to nie powinno wystarczyć, abyś
podjęła taką decyzję?
- W mojej rodzinie?
Nie. - powiedziała, mieszając w głosie smutek z żalem. – Moja matka jest
przeciwna takim planom na życie. Uważa, że: „prawdziwą i szlachetną pracą jest
taka praca, w której człowiek musi wysilić mózg, ewentualnie mięśnie” – dodała,
upodobniwszy głos do rodzicielki.
- Wybacz, ale czegoś
nie rozumiem. – rzekł, patrząc z powagą na Laurę. – O mózgu jeszcze
zrozumiałem, ale „ewentualnie mięśnie”? Naprawdę? – parsknął śmiechem. Wkrótce
zawtórowała mu Laura.
- Z moich domysłów
wynika, że mówiąc to, miała na myśli budowlańców, górników i innych takich. No
wiesz. Tych, którzy przyczyniają się do rozwoju społeczeństwa i mu pomagają.
- Nie znam ludzi,
którzy potrafiliby żyć bez artystów! A muzyka? A sztuka? Czy dasz radę
normalnie funkcjonować, gdy nie usłyszysz rano ulubionej piosenki? Albo uda ci
się wyobrazić, czy też zobaczyć niektóre zjawiska, jeśli nie ujrzysz ich na
płótnie lub fotografii? Oczywiście, że nie! Ponieważ sztuka w nas żyje i
obcujemy z nią każdego dnia. – westchnął Ross. Przemawiał tak intensywnie,
wkładając w swój monolog tak dużo serca, że teraz, gdy już powrócił na ziemię,
nie potrafił złapać tchu.
- Czy ty także się
tym interesujesz? – zapytała, wyrywając przy tym blondyna z transu.
- Nie. – odrzekł. –
To znaczy tak, ale nie. – dodał szybko. Wziął głęboki wdech i poprawił swoją
odpowiedź. – Śpiewam. Gram też na gitarze i pianinie.
- Oh, tak... Teraz to
wszystko ma sens. – uśmiechnęła się Laura.
- Nie rozumiem.
- To, w jaki sposób o
tym opowiadałeś. Jak świeciły ci się oczy, a buzia nabrała kolorów. Kiedy
mówisz o muzyce, bardzo się w tym zatracasz. To piękne z twojej strony.
- Muzyka towarzyszyła
mi w życiu od zawsze. Przeżywałem z nią każdą radosną chwilę i każdą smutną.
Wszystko z nią wiązałem i wiążę do dziś.
- Zrobiłeś coś kiedyś
w kierunku muzycznej przyszłości? – spytała z zaciekawieniem.
- Owszem. Praktycznie
całe moje rodzeństwo oddało duszę muzyce. Gdy byliśmy młodsi, zawsze marzyliśmy
o założeniu zespołu. W końcu postanowiliśmy zadziałać coś w tej sprawie. Razem
z naszym przyjacielem, Ellingtonem, wrzucaliśmy piosenki i własnej roboty teledyski
do sieci. Rodzice bardzo nas wspierali, dlatego też załatwiali nam okoliczne
koncerty. To była świetna zabawa, wiesz? Ale z czasem wszystko się
skomplikowało. Większość mojego rodzeństwa wyjechała na studia, chciała się
ustatkować. Rozumiem to. W końcu za rok na mnie też przyjdzie pora. –
uśmiechnął się lekko. – Czasem, kiedy zjeżdżają na weekendy do domu, udaje nam
się reaktywować zespół. Zagrać gdzieś, nagrać nowy kawałek. Dorosłość
dorosłością, ale marzeń nigdy nie porzucimy. – dodał, coraz bardziej
rozpromieniony.
- Obiecuję, że na
następnym koncercie będę w pierwszym rzędzie. No i będę najgłośniej piszczeć. –
zaśmiała się perliście.
- Obiecuję. –
odwzajemnił gest. – Zaczęły się wakacje, za niedługo wszyscy zjadą się do domu.
Bardzo chętnie cię z nimi zapoznam. Oczywiście, jeśli tylko masz na to ochotę.
- Z ogromną
przyjemnością. Już nie mogę się doczekać.
- Muszę cię jednak
ostrzec – to banda oszołomów i dzikusów. Jesteś pewna, że będziesz gotowa na
taki wstrząs? – zaśmiał się donośnie, rzucając w towarzyszkę winogronem.
- Jeśli udało mi się
przeżyć spotkanie z tobą, myślę, że wszystko inne to pestka. – odpowiedziała,
rzuciwszy kilkoma winogronami w chłopaka.
- Przy mnie, oni z
dumą mogą przebiec przez psychiatryk. – skwitował chłopak, wystawiając przy tym
język.
Laura wybuchła
donośnym śmiechem. Niestety, nie było jej dane trwać w nim długo. Nagle, ku jej
zdziwieniu, poczuła w ustach słodki smak. Przegryzła znajdujący się w ustach
owoc. Chwyciła do ręki kiść winogron, po czym wycelowała z impetem kilkoma
kuleczkami - prosto w zataczającego się ze śmiechu Rossa. Blondyn zaczął się
śmiać jeszcze głośniej, obrywając przy tym jeszcze większą ilością owoców.
- Do ataku! –
krzyknął, rzucając się na siedzącą szatynkę.
Przygnieciona całym
ciałem dziewczyna zaczęła wić się po kocu jak szalona, panicznie się śmiejąc.
Ross siedział na niej okrakiem, wbijając palce w jej brzuch i boki. Uśmiechał
się od ucha do ucha, chichocząc co parę sekund.
- Nie łaskocz mnie,
idioto! – krzyknęła Laura, próbując wyrwać się z objęć blondyna.
- Przeproś! – odparł
chłopak, coraz silniej łaskocząc dziewczynę.
- Za co? – oburzyła
się.
- Za idiotę, a za co?
- Przecież idiota był
po łaskotkach, idioto! – warknęła. Brzuch coraz bardziej bolał ją od ciągłego
śmiechu.
- W takim razie za
rzucanie we mnie winogronami.
- Ale to ty zacząłeś!
- Nie, to nie. –
uśmiechnął się cwaniacko. Wzmocnił atak.
- Dobra już, dobra.
Przepraszam! – krzyknęła, dusząc się już ze śmiechu.
- Nie dosłyszałem.
Dobra, co? – zaśmiał się chytrze.
- Przepraszam! A teraz
złaź ze mnie, ośle! – wrzasnęła, spychając chłopaka na koc.
- Popatrz, co
zrobiłaś! – burknął blondyn, wymachując przed oczami Laury ręką utytłaną w
syropie klonowym.
- Trzeba było usiąść
tym cielskiem na kimś innym. – wystawiła mu język.
- Należą mi się
jakieś przeprosiny. – rzucił naburmuszony.
- Znowu? Twoje
niedoczekanie!
- Tym razem chcę coś
innego. – spojrzał głęboko w oczy szatynki, uśmiechając się przy tym cwaniacko.
Laura uniosła kąciki
ust ku górze. Odwzajemniła spojrzenie blondyna, zatapiając się w jego
czekoladowych tęczówkach – dzisiaj już kolejny raz. Przysunęła się do niego
powoli, nie odrywając od niego wzroku. Jej ręka spoczywała teraz na jego klatce
piersiowej. Czuła, jak spod koszulki dudni mu serce. Biło jak oszalałe.
Powiodła dłonią ku jego szyi, zbliżając się powoli do karku. Musnęła ustami
jego usta. Ross uniósł obydwie dłonie. Jedna spoczęła w jej włosach – wtapiając
się w nie palcami, druga natomiast oplotła ją w tali. Pogłębił pocałunek.
Pocałunek krótki, ale namiętny.
- Wariuję przy tobie.
– wyszeptał.
Oplótł dziewczynę
mocniej i przyciągnął bliżej siebie. Jej ciało było tak przyjemnie chłodne.
Mógłby trzymać ją w swoich objęciach godzinami. Spędzić całe życie na tuleniu
jej i rozpieszczaniu, ponieważ wiedział, że na to zasługiwała. Co więcej – miał
pewność, że niczego w życiu nie będzie chciał bardziej, niż bycia przy niej po
kres.
Laura uśmiechnęła się
pod nosem na dźwięk słów chłopaka. Ona również przy nim wariowała. Nie
potrafiła się skupić na niczym innym, a każda czynność, którą wykonywała,
wydawała się być wykonana dla niego. Był tak cholernie ciepły, jakby stworzono
go z myślą o jej chłodnych dłoniach i podatności na zimno. Pasował do niej tak
idealnie, że nie umiała sobie wyobrazić, że dopiero teraz spotkała go na swojej
drodze, a co dopiero, jakby nigdy nie było dane jej go spotkać. Czuła ulgę. I
szczęście.
- Wracając do
tematu... – przerwał milczenie. – Dlaczego nie powiesz mamie, że to twój wybór,
że w ten sposób będziesz szczęśliwa?
- To nie takie
proste. Ona uważa, że teraz będę rozczarowana jej brakiem wsparcia, ale kiedy
będę starsza i dojrzalsza – jeszcze jej za to podziękuję. I wiesz, może ma
rację. – westchnęła, przysiadając na czerwonym posłaniu.
- Nigdy nie będziesz
szczęśliwa, jeśli nie spełnisz się w tym, co kochasz.
- Zazdroszczę ci rodziców,
którzy wspierali twój i rodzeństwa wybór. Masz wielkie szczęście i skarb, że
tacy są. – uśmiechnęła się krzepko.
- Owszem, są
niesamowici i bardzo ich kocham. – przytaknął. – A twój tata, siostra? Jakie
mają zdanie na ten temat?
- Mój ojciec nie żyje.
Miałam szesnaście lat. – powiedziała. Jej głos stał się chłodny, przygnębiony.
– Dwa lata temu przytrafił mu się zawał serca, z którego nie zdołał wyjść.
- Przepraszam, nie
powinienem pytać. – zająknął się Ross. – Bardzo mi przykro.
- Nie przejmuj się,
przecież nie wiedziałeś.
Po tych słowach Laura
zamilkła. Biła się z własnymi myślami.
- Bardzo go kochałam.
Zawsze miałam w nim wsparcie, wiesz? Mieliśmy podobne spojrzenie na świat,
takie same upodobania. – uśmiechnęła się blado. – Uwielbiałam, gdy opowiadał
kawały. Zawsze były śmieszne i przyprawiały mnie o ból brzucha, a czasem nawet
doprowadzały do łez. Był takim pogodnym i beztroskim człowiekiem.
Zawsze, gdy bywałam
smutna – przyłaził do mnie, robił mi kakao i pytał „jak się trzymasz,
maleńka?”. I wiesz... W momencie, gdy leżał taki bezbronny w łóżku szpitalnym,
spytałam go o to samo. Powiedział mi, że wszystko będzie dobrze, że czuje się
już lepiej. – wstrzymała oddech, a do oczu napłynęły jej łzy. – A w nocy zmarł.
Wiem, że nie powinnam
ci o tym opowiadać, zwłaszcza na pierwszej randce, ale mam z nim same dobre
wspomnienia. I chociaż jego śmierć bardzo mnie dotknęła, nie boję się o nim
pamiętać. Wiem, że jest tam na górze i czuwa nade mną. I wiem też, że jest
bardzo szczęśliwy, że cię spotkałam. Jesteś zupełnie w jego guście. – zaśmiała
się. – Może to on mi cię przysłał.
- Jestem pewny, że
się polubimy. – szepnął blondyn, uśmiechając się do Laury. Przytulił ją mocno,
skrywając jej głowę w swoim torsie.
- Ja również jestem
tego pewna. – odpowiedziała na jego gest.
Siedzieli tak w
siebie wtuleni, milcząc. Nie potrzebowali teraz słów, a jedynie swojej
obecności. Napawali się ciszą i ciepłem swoich ciał.
- Wracając do twojego
pytania... – zaczęła szatynka. – Uwielbiał malować. Nauczył mnie wielu rzeczy i
technik. Kupował wszystko, czego potrzebowałam do rozwijania się. Bardzo mnie
wspierał. – zamyśliła się na chwilę. – Myślę, że to przez to mamie jest tak
ciężko pogodzić się z moimi upodobaniami. Ojciec kochał sztukę, a ja
przypominam jej go. Bardzo się kochali.
- Ale ona ciebie też
kocha. Z czasem zrozumie, że zatrzymywanie twoich marzeń jest najgorszym z jej
błędów.
- Chciałabym, aby tak
było. – wybąkała. – Wiesz, Ross... Robi się późno, a zapomniałam kluczy do
domu. Nie mam serca obudzić babci, a na pewno chce już iść spać.
- Spławiasz mnie? –
zachichotał.
Laura ucałowała go w
policzek, po czym spojrzała głęboko w jego oczy.
- Ta randka była
najlepszym, co przydarzyło mi się w życiu i najchętniej zostałabym tu całą
wieczność.
- Zabrzmiało
przekonywująco. – odparł, składając na ustach dziewczyny lekki pocałunek. –
Chodźmy. – dodał rozpromieniony.
Splótłszy palce ze
sobą, uchwycili swoje dłonie i zmierzali do domu spacerkiem. Nie rozmawiali już
za wiele. Szli w ciszy, podziwiając granat nieba upstrzony gwiazdami. Dotyk ich
rąk w zupełności im wystarczał. Słowa były zbędne.
Stanęli w miejscu.
Przed nimi rozciągał się dom pani Marano.
- Jesteśmy na
miejscu. – odezwał się Ross, przerywając tym samym ciszę.
- Dziękuję ci za
dzisiaj. Świetnie się bawiłam. – uśmiechnęła się Laura. – Mam nadzieję, że
jeszcze to powtórzymy.
- To ja ci dziękuję.
Sprawiłaś, że dosięgam nieba. Cudownie było spędzić z tobą tyle czasu. Teraz,
gdy spotkałem ciebie, wiem, że mogę już dziś umierać. – zaśmiał się.
Szatynka zbliżyła się
do chłopaka. Złożyła na jego ustach przelotny pocałunek. Blondyn uśmiechnął się
pod nosem.
- Dobranoc, Ross.
- Słodkich snów,
Lauro.
Witajcie kochani!
W końcu skończyłam
rozdział. Nie jestem pewna, jak wam się podoba całokształt, ale no cóż.
Natchnienie nie pojawia się codziennie, a w jednym dniu nie udało mi się go
ukończyć. Mimo to, miejmy nadzieję, że będziecie usatysfakcjonowani.
Dziękuję wszystkim,
którzy odwiedzają tego bloga i go czytają. Bardzo się cieszę, że mam z kim
dzielić moje pomysły i wizję. Najbardziej dziękuję jednak komentującym – za ich
ciepłe słowa i opinie. Wszyscy jesteście kochani!
Do napisania za
niedługo!
Bloga czytam już od prologu, ale jakoś nie potrafiłam zebrać się na skomentowanie, może dlatego, że do tej pory rozdziały czytałam od początku na telefonie, a tam komentowanie to istna katorga.
OdpowiedzUsuńAle wiedz, że uwielbiam twojego bloga i razem z Anią (Sparrow, z bloga the-story-of-auslly.blog.pl) czekamy ciągle na twoje nowe rozdziały.
Nawet nie wiesz jak krzyczałam ze szczęścia czytając sceny z Raurą, świetnie ich opisujesz . *-* Mam nadzieję, że next pojawi się jak najszybciej i oczywiście jestem ciekawa co jeszcze wymyślisz.
No i zapraszam jeszcze do siebie, tak na koniec. Z góry uprzedzam, że opowiadanie nie jest o Raurze, zwyczajnie nie ma w nim Lau, ale mam nadzieję, że się nie zrazisz, tak jak większość... Zapraszam, tak czy tak.
simple-story-about-life.blogspot.com
Weny życzę!
Cudo:)
OdpowiedzUsuńBuziaki<3
CZEŚĆ MISIU. :D
OdpowiedzUsuńPISZĘ CAPSOCKIEM BO ... YYY ... BO TAK.
BO WIEM, ŻE CHOCIAŻ CUDOWNIE TĄ SIELANKĘ OPISUJESZ, TO JEDNAK NIEDŁUGO SIĘ ONA SKOŃCZY.
Mam wrażenie, że już e całkiem nie najdalszej przyszłości poznam, co czuli i czują moi czytelnicy, a chyba nie chcę tego wiedzieć O_____o
Mam wrażenie, czy ten rozdział jest ciuteńkę mniej dopracowany niż poprzedni? :0 Walić.
TYYLEE SZCZĘŚŚŚCIAA W JEEDENN DZIEŃŃŃ. <3
P.S. Nowy :D
http://the-story-of-auslly.blog.pl/chapter-twenty-six-upside-down-2/
Sweet. Nie mogę się doczekać, aż Lau pozna rodzeństwo Rossa i Ella. Weny życzę! ;) - Poseidon`s Daughter.
OdpowiedzUsuńJejciu...
OdpowiedzUsuńTy tak pięknie piszesz... Zupełnie jak w książkach... Masz ogrom talentu. Na prawdę :) No i jeszcze opisy tych pocałunków... Oczarowałaś mnie nimi.
Jak czytam te opowiadanie napawa mnie takie dziwne uczucie.. taki odlot xD No dosłownie, odlot.
A! I wiedz że jesteś moją nową idolką do kolekcji :P
Weny na następny rozdział życzę!
Wow *.*
OdpowiedzUsuńA więc tak.. pisałam sobie z pewną jakże inteligentną Patataciastko, i ona mi poleciła Twojego bloga.. A jakie było jej wzburzenie, że jeszcze tu nie byłam! No masakra jakaś! No więc, skoro tak ciepło Cie polecała, no to wchodzę tu i co?
I widzę talent! Ogrom talentu! Dziewczyno, czemu ja dopiero teraz się o Tobie dowiedziałam? Why?
Nie no.. Rozdział... Magiczny. To na pewno! ^^
Czuję się taka... oczarowana... mmm ;3
Ooo jak ty wszystko pięknie opisujesz ^.^
Po prostu W S P A N I A Ł Y rossdział! ;>
nic dodać, nic ująąć :D
nom... a więc w tej jakże sentymentalnej chwili, na koniec mojego jakże nieskładnego komentarza, pragnę Cię zaprosić do mnie na 28 rozdział :D ---> fallinforyour5.blogspot.com
Nom... Weny na next życzę i serio... Masz ogromny talwnt! :D ^^
No i na koniec taka moja mała prośba. Mogłabyś wyłączyć weryfikację obrazkową? Pliiis *.* to musisz wejść w ustawienia, a potem w posty i komentarze i tam to znajdziesz ^^
Kurde, przez Ciebie zaczynam lubić Raurę, tak jak na ogół zawsze wydawała mi się przesłodzoną disneyowską parą. Może dlatego, że tutaj Raura wygląda zupełnie inaczej. Nie są sławni itp.
OdpowiedzUsuńDziewczyno, uwielbiam tego bloga, a czytając każde kolejne zdanie zatracam się coraz bardziej w moich marzeniach. Pobudzasz mą romantyczną(choć dobrze skrywaną, mam nadzieję)naturę.
Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Czytając go jednocześnie robi mi się ta smutno! Cholera, niech mnie ktoś przytuli, czuję się jak samotna pięciolatka, hahahah.
czytam dalej, kocham
rossomefanfcition