poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 5

Każda sekunda wydawała się być godziną w cudownym i błogim momencie zatracenia. W momencie, który niechętnie zmierzał ku końcowi. Pocałunki stawały się delikatniejsze, mimo wciąż namiętnej atmosfery. Burza emocji nadal wisiała w powietrzu.
Ross czule objął Laurę, zanurzając nos w jej włosach. Czuł zapach jej malinowego szamponu, co spowodowało, że kąciki jego ust automatycznie uniosły się ku górze. Ona natomiast, wtulona w jego ciepły tors, czuła się niezwykle bezpiecznie. Wdychała jego perfumy z takim impetem, jakby był zwykłą imaginacją. Objęła go mocniej.
- Chcesz mnie udusić? – zaśmiał się cicho, całując dziewczynę w czoło.
Laura, z grymasem na ustach, poluźniła uścisk. Odchyliła głowę tak, aby mogła spojrzeć na chłopaka. Uśmiechał się do niej szeroko, wpatrując się w nią tak intensywnie i z taką czułością, jakby była największym skarbem świata.
- Przepraszam. – wybąkała, lekko się przy tym rumieniąc.
- Wiesz... – zagadnął blondyn, wciąż się uśmiechając. – Możesz częściej mnie tak dusić.
- Z wielką chęcią. – wypowiedziawszy te słowa, szatynka ponownie zatopiła się w ramionach Lynch’a.
Blondyn uśmiechnął się jeszcze szerzej, podśmiechując się.
Nagle Laura poczuła, jak jej nogi odrywają się od ziemi. Zaskoczona, rozglądnęła się na boki, lecz jedyne, z czym się spotkała, to rozbawione spojrzenie Rossa. Chłopak trzymał ją mocno w objęciach, idąc powolnym krokiem na rozłożony pod murem koc. Szatynka, nic nie mówiąc, wtuliła się bardziej w blondyna, pozwalając mu, donieść się do celu.
Ross ułożył towarzyszkę na kocu, po czym usiadł obok niej, ocierając się przy tym o jej ramię. Otworzył wiklinowy koszyk i zaczął wyciągać z niego talerzyki i jedzenie. Rozpromieniona Laura, chwyciła do ręki nektarynkę i z prędkością światła wbiła się w nią zębami. Słodki owoc wypełnił jej usta, napawając jej podniebienie pełnią smaku.
- Głodna? – zagadnął blondyn, bacznie przyglądając się dziewczynie.
- Potwornie! – żachnęła się Laura, wlepiając oczy w kawowe naleśniki.
Chłopak zaśmiał się radośnie i obdarowawszy szatynkę pobłażliwym spojrzeniem, nałożył jej porcję naleśników. Następnie polał je syropem klonowym, posypał garścią malin i ze szczerym uśmiechem na ustach – wręczył talerz dziewczynie.
Laura nie czekając ze spożyciem posiłku na Rossa, zaczęła pałaszować danie. Po zaledwie trzech minutach talerz był zupełnie pusty. Szatynka dopiero teraz, po napełnieniu żołądka, zorientowała się, że jej towarzysz jeszcze niczego nie tknął.
- Dlaczego nic nie jesz? – spytała zaciekawiona.
- Ponieważ lubię patrzeć, jak ty jesz. – odpowiedział, a jego usta wykrzywił uśmiech.
Zarumieniona szatynka spuściła szybko wzrok i zabrała się do nakładania posiłku dla Rossa. Dobrawszy wszystko tak, aby porcja chłopaka była większa – podała mu talerzyk. Wzięła do ręki jedną z kanapek. Niepewnie podniosła głowę, aby znalazła się na równi z twarzą blondyna. Chłopak patrzył się na nią uśmiechnięty, ale nic nie powiedział. Zaczął konsumować jedzenie.
- Myślałaś może o studiach artystycznych? – zapytał chłopak, przerywając nagle ciszę. – No wiesz... O malarstwie.
- Tak. Myślałam o tym nie raz. – odparła po chwili namysłu Laura. – Ale to bez znaczenia. Takie głupie dziecięca marzenia, sam rozumiesz.
- Może i są to dziecięce marzenia, ale na pewno nie głupie. Masz wielki dar, który pielęgnujesz, no i kochasz to, co robisz. Czy to nie powinno wystarczyć, abyś podjęła taką decyzję?
- W mojej rodzinie? Nie. - powiedziała, mieszając w głosie smutek z żalem. – Moja matka jest przeciwna takim planom na życie. Uważa, że: „prawdziwą i szlachetną pracą jest taka praca, w której człowiek musi wysilić mózg, ewentualnie mięśnie” – dodała, upodobniwszy głos do rodzicielki.
- Wybacz, ale czegoś nie rozumiem. – rzekł, patrząc z powagą na Laurę. – O mózgu jeszcze zrozumiałem, ale „ewentualnie mięśnie”? Naprawdę? – parsknął śmiechem. Wkrótce zawtórowała mu Laura.
- Z moich domysłów wynika, że mówiąc to, miała na myśli budowlańców, górników i innych takich. No wiesz. Tych, którzy przyczyniają się do rozwoju społeczeństwa i mu pomagają.
- Nie znam ludzi, którzy potrafiliby żyć bez artystów! A muzyka? A sztuka? Czy dasz radę normalnie funkcjonować, gdy nie usłyszysz rano ulubionej piosenki? Albo uda ci się wyobrazić, czy też zobaczyć niektóre zjawiska, jeśli nie ujrzysz ich na płótnie lub fotografii? Oczywiście, że nie! Ponieważ sztuka w nas żyje i obcujemy z nią każdego dnia. – westchnął Ross. Przemawiał tak intensywnie, wkładając w swój monolog tak dużo serca, że teraz, gdy już powrócił na ziemię, nie potrafił złapać tchu.
- Czy ty także się tym interesujesz? – zapytała, wyrywając przy tym blondyna z transu.
- Nie. – odrzekł. – To znaczy tak, ale nie. – dodał szybko. Wziął głęboki wdech i poprawił swoją odpowiedź. – Śpiewam. Gram też na gitarze i pianinie.
- Oh, tak... Teraz to wszystko ma sens. – uśmiechnęła się Laura.
- Nie rozumiem.
- To, w jaki sposób o tym opowiadałeś. Jak świeciły ci się oczy, a buzia nabrała kolorów. Kiedy mówisz o muzyce, bardzo się w tym zatracasz. To piękne z twojej strony.
- Muzyka towarzyszyła mi w życiu od zawsze. Przeżywałem z nią każdą radosną chwilę i każdą smutną. Wszystko z nią wiązałem i wiążę do dziś.
- Zrobiłeś coś kiedyś w kierunku muzycznej przyszłości? – spytała z zaciekawieniem.
- Owszem. Praktycznie całe moje rodzeństwo oddało duszę muzyce. Gdy byliśmy młodsi, zawsze marzyliśmy o założeniu zespołu. W końcu postanowiliśmy zadziałać coś w tej sprawie. Razem z naszym przyjacielem, Ellingtonem, wrzucaliśmy piosenki i własnej roboty teledyski do sieci. Rodzice bardzo nas wspierali, dlatego też załatwiali nam okoliczne koncerty. To była świetna zabawa, wiesz? Ale z czasem wszystko się skomplikowało. Większość mojego rodzeństwa wyjechała na studia, chciała się ustatkować. Rozumiem to. W końcu za rok na mnie też przyjdzie pora. – uśmiechnął się lekko. – Czasem, kiedy zjeżdżają na weekendy do domu, udaje nam się reaktywować zespół. Zagrać gdzieś, nagrać nowy kawałek. Dorosłość dorosłością, ale marzeń nigdy nie porzucimy. – dodał, coraz bardziej rozpromieniony.
- Obiecuję, że na następnym koncercie będę w pierwszym rzędzie. No i będę najgłośniej piszczeć. – zaśmiała się perliście.
- Obiecuję. – odwzajemnił gest. – Zaczęły się wakacje, za niedługo wszyscy zjadą się do domu. Bardzo chętnie cię z nimi zapoznam. Oczywiście, jeśli tylko masz na to ochotę.
- Z ogromną przyjemnością. Już nie mogę się doczekać.
- Muszę cię jednak ostrzec – to banda oszołomów i dzikusów. Jesteś pewna, że będziesz gotowa na taki wstrząs? – zaśmiał się donośnie, rzucając w towarzyszkę winogronem.
- Jeśli udało mi się przeżyć spotkanie z tobą, myślę, że wszystko inne to pestka. – odpowiedziała, rzuciwszy kilkoma winogronami w chłopaka.
- Przy mnie, oni z dumą mogą przebiec przez psychiatryk. – skwitował chłopak, wystawiając przy tym język.
Laura wybuchła donośnym śmiechem. Niestety, nie było jej dane trwać w nim długo. Nagle, ku jej zdziwieniu, poczuła w ustach słodki smak. Przegryzła znajdujący się w ustach owoc. Chwyciła do ręki kiść winogron, po czym wycelowała z impetem kilkoma kuleczkami - prosto w zataczającego się ze śmiechu Rossa. Blondyn zaczął się śmiać jeszcze głośniej, obrywając przy tym jeszcze większą ilością owoców.
- Do ataku! – krzyknął, rzucając się na siedzącą szatynkę.
Przygnieciona całym ciałem dziewczyna zaczęła wić się po kocu jak szalona, panicznie się śmiejąc. Ross siedział na niej okrakiem, wbijając palce w jej brzuch i boki. Uśmiechał się od ucha do ucha, chichocząc co parę sekund.
- Nie łaskocz mnie, idioto! – krzyknęła Laura, próbując wyrwać się z objęć blondyna.
- Przeproś! – odparł chłopak, coraz silniej łaskocząc dziewczynę.
- Za co? – oburzyła się.
- Za idiotę, a za co?
- Przecież idiota był po łaskotkach, idioto! – warknęła. Brzuch coraz bardziej bolał ją od ciągłego śmiechu.
- W takim razie za rzucanie we mnie winogronami.
- Ale to ty zacząłeś!
- Nie, to nie. – uśmiechnął się cwaniacko. Wzmocnił atak.
- Dobra już, dobra. Przepraszam! – krzyknęła, dusząc się już ze śmiechu.
- Nie dosłyszałem. Dobra, co? – zaśmiał się chytrze.
- Przepraszam! A teraz złaź ze mnie, ośle! – wrzasnęła, spychając chłopaka na koc.
- Popatrz, co zrobiłaś! – burknął blondyn, wymachując przed oczami Laury ręką utytłaną w syropie klonowym.
- Trzeba było usiąść tym cielskiem na kimś innym. – wystawiła mu język.
- Należą mi się jakieś przeprosiny. – rzucił naburmuszony.
- Znowu? Twoje niedoczekanie!
- Tym razem chcę coś innego. – spojrzał głęboko w oczy szatynki, uśmiechając się przy tym cwaniacko.
Laura uniosła kąciki ust ku górze. Odwzajemniła spojrzenie blondyna, zatapiając się w jego czekoladowych tęczówkach – dzisiaj już kolejny raz. Przysunęła się do niego powoli, nie odrywając od niego wzroku. Jej ręka spoczywała teraz na jego klatce piersiowej. Czuła, jak spod koszulki dudni mu serce. Biło jak oszalałe. Powiodła dłonią ku jego szyi, zbliżając się powoli do karku. Musnęła ustami jego usta. Ross uniósł obydwie dłonie. Jedna spoczęła w jej włosach – wtapiając się w nie palcami, druga natomiast oplotła ją w tali. Pogłębił pocałunek. Pocałunek krótki, ale namiętny.
- Wariuję przy tobie. – wyszeptał.
Oplótł dziewczynę mocniej i przyciągnął bliżej siebie. Jej ciało było tak przyjemnie chłodne. Mógłby trzymać ją w swoich objęciach godzinami. Spędzić całe życie na tuleniu jej i rozpieszczaniu, ponieważ wiedział, że na to zasługiwała. Co więcej – miał pewność, że niczego w życiu nie będzie chciał bardziej, niż bycia przy niej po kres.
Laura uśmiechnęła się pod nosem na dźwięk słów chłopaka. Ona również przy nim wariowała. Nie potrafiła się skupić na niczym innym, a każda czynność, którą wykonywała, wydawała się być wykonana dla niego. Był tak cholernie ciepły, jakby stworzono go z myślą o jej chłodnych dłoniach i podatności na zimno. Pasował do niej tak idealnie, że nie umiała sobie wyobrazić, że dopiero teraz spotkała go na swojej drodze, a co dopiero, jakby nigdy nie było dane jej go spotkać. Czuła ulgę. I szczęście.
- Wracając do tematu... – przerwał milczenie. – Dlaczego nie powiesz mamie, że to twój wybór, że w ten sposób będziesz szczęśliwa?
- To nie takie proste. Ona uważa, że teraz będę rozczarowana jej brakiem wsparcia, ale kiedy będę starsza i dojrzalsza – jeszcze jej za to podziękuję. I wiesz, może ma rację. – westchnęła, przysiadając na czerwonym posłaniu.
- Nigdy nie będziesz szczęśliwa, jeśli nie spełnisz się w tym, co kochasz.
- Zazdroszczę ci rodziców, którzy wspierali twój i rodzeństwa wybór. Masz wielkie szczęście i skarb, że tacy są. – uśmiechnęła się krzepko.
- Owszem, są niesamowici i bardzo ich kocham. – przytaknął. – A twój tata, siostra? Jakie mają zdanie na ten temat?
- Mój ojciec nie żyje. Miałam szesnaście lat. – powiedziała. Jej głos stał się chłodny, przygnębiony. – Dwa lata temu przytrafił mu się zawał serca, z którego nie zdołał wyjść.
- Przepraszam, nie powinienem pytać. – zająknął się Ross. – Bardzo mi przykro.
- Nie przejmuj się, przecież nie wiedziałeś.
Po tych słowach Laura zamilkła. Biła się z własnymi myślami.
- Bardzo go kochałam. Zawsze miałam w nim wsparcie, wiesz? Mieliśmy podobne spojrzenie na świat, takie same upodobania. – uśmiechnęła się blado. – Uwielbiałam, gdy opowiadał kawały. Zawsze były śmieszne i przyprawiały mnie o ból brzucha, a czasem nawet doprowadzały do łez. Był takim pogodnym i beztroskim człowiekiem.
Zawsze, gdy bywałam smutna – przyłaził do mnie, robił mi kakao i pytał „jak się trzymasz, maleńka?”. I wiesz... W momencie, gdy leżał taki bezbronny w łóżku szpitalnym, spytałam go o to samo. Powiedział mi, że wszystko będzie dobrze, że czuje się już lepiej. – wstrzymała oddech, a do oczu napłynęły jej łzy. – A w nocy zmarł.
Wiem, że nie powinnam ci o tym opowiadać, zwłaszcza na pierwszej randce, ale mam z nim same dobre wspomnienia. I chociaż jego śmierć bardzo mnie dotknęła, nie boję się o nim pamiętać. Wiem, że jest tam na górze i czuwa nade mną. I wiem też, że jest bardzo szczęśliwy, że cię spotkałam. Jesteś zupełnie w jego guście. – zaśmiała się. – Może to on mi cię przysłał.
- Jestem pewny, że się polubimy. – szepnął blondyn, uśmiechając się do Laury. Przytulił ją mocno, skrywając jej głowę w swoim torsie.
- Ja również jestem tego pewna. – odpowiedziała na jego gest.
Siedzieli tak w siebie wtuleni, milcząc. Nie potrzebowali teraz słów, a jedynie swojej obecności. Napawali się ciszą i ciepłem swoich ciał.
- Wracając do twojego pytania... – zaczęła szatynka. – Uwielbiał malować. Nauczył mnie wielu rzeczy i technik. Kupował wszystko, czego potrzebowałam do rozwijania się. Bardzo mnie wspierał. – zamyśliła się na chwilę. – Myślę, że to przez to mamie jest tak ciężko pogodzić się z moimi upodobaniami. Ojciec kochał sztukę, a ja przypominam jej go. Bardzo się kochali.
- Ale ona ciebie też kocha. Z czasem zrozumie, że zatrzymywanie twoich marzeń jest najgorszym z jej błędów.
- Chciałabym, aby tak było. – wybąkała. – Wiesz, Ross... Robi się późno, a zapomniałam kluczy do domu. Nie mam serca obudzić babci, a na pewno chce już iść spać.
- Spławiasz mnie? – zachichotał.
Laura ucałowała go w policzek, po czym spojrzała głęboko w jego oczy.
- Ta randka była najlepszym, co przydarzyło mi się w życiu i najchętniej zostałabym tu całą wieczność.
- Zabrzmiało przekonywująco. – odparł, składając na ustach dziewczyny lekki pocałunek. – Chodźmy. – dodał rozpromieniony.
Splótłszy palce ze sobą, uchwycili swoje dłonie i zmierzali do domu spacerkiem. Nie rozmawiali już za wiele. Szli w ciszy, podziwiając granat nieba upstrzony gwiazdami. Dotyk ich rąk w zupełności im wystarczał. Słowa były zbędne.
Stanęli w miejscu. Przed nimi rozciągał się dom pani Marano.
- Jesteśmy na miejscu. – odezwał się Ross, przerywając tym samym ciszę.
- Dziękuję ci za dzisiaj. Świetnie się bawiłam. – uśmiechnęła się Laura. – Mam nadzieję, że jeszcze to powtórzymy.
- To ja ci dziękuję. Sprawiłaś, że dosięgam nieba. Cudownie było spędzić z tobą tyle czasu. Teraz, gdy spotkałem ciebie, wiem, że mogę już dziś umierać. – zaśmiał się.
Szatynka zbliżyła się do chłopaka. Złożyła na jego ustach przelotny pocałunek. Blondyn uśmiechnął się pod nosem.
- Dobranoc, Ross.
- Słodkich snów, Lauro.

 

Witajcie kochani!
W końcu skończyłam rozdział. Nie jestem pewna, jak wam się podoba całokształt, ale no cóż. Natchnienie nie pojawia się codziennie, a w jednym dniu nie udało mi się go ukończyć. Mimo to, miejmy nadzieję, że będziecie usatysfakcjonowani.
Dziękuję wszystkim, którzy odwiedzają tego bloga i go czytają. Bardzo się cieszę, że mam z kim dzielić moje pomysły i wizję. Najbardziej dziękuję jednak komentującym – za ich ciepłe słowa i opinie. Wszyscy jesteście kochani!

Do napisania za niedługo!

7 komentarzy:

  1. Bloga czytam już od prologu, ale jakoś nie potrafiłam zebrać się na skomentowanie, może dlatego, że do tej pory rozdziały czytałam od początku na telefonie, a tam komentowanie to istna katorga.
    Ale wiedz, że uwielbiam twojego bloga i razem z Anią (Sparrow, z bloga the-story-of-auslly.blog.pl) czekamy ciągle na twoje nowe rozdziały.
    Nawet nie wiesz jak krzyczałam ze szczęścia czytając sceny z Raurą, świetnie ich opisujesz . *-* Mam nadzieję, że next pojawi się jak najszybciej i oczywiście jestem ciekawa co jeszcze wymyślisz.
    No i zapraszam jeszcze do siebie, tak na koniec. Z góry uprzedzam, że opowiadanie nie jest o Raurze, zwyczajnie nie ma w nim Lau, ale mam nadzieję, że się nie zrazisz, tak jak większość... Zapraszam, tak czy tak.
    simple-story-about-life.blogspot.com
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. CZEŚĆ MISIU. :D

    PISZĘ CAPSOCKIEM BO ... YYY ... BO TAK.

    BO WIEM, ŻE CHOCIAŻ CUDOWNIE TĄ SIELANKĘ OPISUJESZ, TO JEDNAK NIEDŁUGO SIĘ ONA SKOŃCZY.

    Mam wrażenie, że już e całkiem nie najdalszej przyszłości poznam, co czuli i czują moi czytelnicy, a chyba nie chcę tego wiedzieć O_____o

    Mam wrażenie, czy ten rozdział jest ciuteńkę mniej dopracowany niż poprzedni? :0 Walić.

    TYYLEE SZCZĘŚŚŚCIAA W JEEDENN DZIEŃŃŃ. <3


    P.S. Nowy :D
    http://the-story-of-auslly.blog.pl/chapter-twenty-six-upside-down-2/

    OdpowiedzUsuń
  3. Sweet. Nie mogę się doczekać, aż Lau pozna rodzeństwo Rossa i Ella. Weny życzę! ;) - Poseidon`s Daughter.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejciu...
    Ty tak pięknie piszesz... Zupełnie jak w książkach... Masz ogrom talentu. Na prawdę :) No i jeszcze opisy tych pocałunków... Oczarowałaś mnie nimi.
    Jak czytam te opowiadanie napawa mnie takie dziwne uczucie.. taki odlot xD No dosłownie, odlot.
    A! I wiedz że jesteś moją nową idolką do kolekcji :P
    Weny na następny rozdział życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow *.*
    A więc tak.. pisałam sobie z pewną jakże inteligentną Patataciastko, i ona mi poleciła Twojego bloga.. A jakie było jej wzburzenie, że jeszcze tu nie byłam! No masakra jakaś! No więc, skoro tak ciepło Cie polecała, no to wchodzę tu i co?
    I widzę talent! Ogrom talentu! Dziewczyno, czemu ja dopiero teraz się o Tobie dowiedziałam? Why?
    Nie no.. Rozdział... Magiczny. To na pewno! ^^
    Czuję się taka... oczarowana... mmm ;3
    Ooo jak ty wszystko pięknie opisujesz ^.^
    Po prostu W S P A N I A Ł Y rossdział! ;>
    nic dodać, nic ująąć :D
    nom... a więc w tej jakże sentymentalnej chwili, na koniec mojego jakże nieskładnego komentarza, pragnę Cię zaprosić do mnie na 28 rozdział :D ---> fallinforyour5.blogspot.com
    Nom... Weny na next życzę i serio... Masz ogromny talwnt! :D ^^
    No i na koniec taka moja mała prośba. Mogłabyś wyłączyć weryfikację obrazkową? Pliiis *.* to musisz wejść w ustawienia, a potem w posty i komentarze i tam to znajdziesz ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde, przez Ciebie zaczynam lubić Raurę, tak jak na ogół zawsze wydawała mi się przesłodzoną disneyowską parą. Może dlatego, że tutaj Raura wygląda zupełnie inaczej. Nie są sławni itp.
    Dziewczyno, uwielbiam tego bloga, a czytając każde kolejne zdanie zatracam się coraz bardziej w moich marzeniach. Pobudzasz mą romantyczną(choć dobrze skrywaną, mam nadzieję)naturę.
    Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Czytając go jednocześnie robi mi się ta smutno! Cholera, niech mnie ktoś przytuli, czuję się jak samotna pięciolatka, hahahah.
    czytam dalej, kocham
    rossomefanfcition

    OdpowiedzUsuń